Brzmi jak: nieudolny
heavy/thrash
Ojej. Zaciekawił mnie
pierwszy riff tej EPki, żywcem zerżnięty od Nowozelandczyków z Razorwyre. Mogło
być ostro i potężnie, okazało się nudno i muląco. Pierwsze trzy kawałki to
połączenie bardzo pijanego Ozziego (z równie wstawionym akompaniamentem) z
popłuczynami po Megadeth. Nic, zupełnie nic się tu nie klei, ta muza jest wręcz
asłuchalna. Kolejne trzy numery podążają śladami Mustaine’a z drugiej połowy
90s. Jest nieco ciekawiej, co nie znaczy dobrze. Słaby debiut, sugerujący
konieczność dogłębnego przemyślenia samego konceptu kapeli. Takie nędzne granie
nie ma bowiem sensu.
www.facebook.com/scytherband
Vlad Nowajczyk [3.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz