Brzmi jak: czysty
niemiecki thrash made in China
Kwartet z Pekinu
nie bawi się w konwenanse. Jedzie na bezczela na patentach Sodom, Destruction,
Kreatora (Tormentora też, nawet cover tego numeru zrobili), Protectora,
Assassina. Początkowo czułem niesmak drobny, ale z każdym kolejnym odsłuchem ta
płyta mi się wkręcała, by wreszcie niesmak ustąpił podziwowi. Ta muza jest
szczera. Słychać w niej pasję. W dodatku Li Meng i spółka są znakomitymi
grajkami, dzięki czemu wczesnogermańskie łojenie zyskało połamane przejścia,
basowe parady i świetne sola. Będzie jeszcze słuchane.
Vlad Nowajczyk [8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz