Pure Steel
Records
Brzmi jak:
nieociosany heavy metal
Lubiłem debiut
Ritual Steel, wtedy jeszcze całkowicie niemieckiej kapeli. Nie tak bardzo jak
kolega, który chciał ich do Polski ściągać, ale byli dla mnie naprawdę spoko.
Zniknęli mi jednak z horyzontu na wiele lat. Okazało się, że w tzw. międzyczasie
bębniarz Martin Zellmer wymienił cały skład, a kapela stała się w zasadzie
projektem. Gitary i bas obsługuje bowiem jeden człowiek: Sven Böge. Bas podąża za gitarami na tyle, że go
brak. Są za to bębny i wokal. John Cason ze swą rozedrganą manierą pasowałby
nawet do coverbandu Dead Kennedys. Tutaj razi przedziwne akcentowanie końcowych
słów w wersach. Razi bardzo, bowiem brzmi nienaturalnie. Ten wysoki głos lepiej
jednak sprawdza się w jego drugiej formacji: Exiled.
Problem mam też z
kompozycjami. O ile szeroka (w ramach heavy/power) lista wpływów to atut, z
połączeniem składników jest gorzej. Grave Digger, Iced Earth, Omen, Skullview,
Judas Priest, Jag Panzer – każda z tych ekip to znacznie wyższe półki niż
Ritual Steel. Czegoś tu brakuje. Nie tylko basisty.
Vlad Nowajczyk [5.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz