The Orchard /
Sony
Brzmi jak: gówno
jest gównem
Zdarzyło wam się
kiedyś przygotować jakąś smakowitą potrawę i w ostatniej chwili pomyśleć o
dodaniu nietypowego składnika? Pewnie tak, ale czy owym składnikiem było gówno?
Jeśli nie, nie zrozumiecie zamysłu Stephane Dufoura, jako i ja nie zrozumiałem.
Znajdziecie
bowiem na “FDL” wpływy Sacred Reich, Pantery, Judas Priest, Annihilatora,
Metalliki i... Five Finger Death Punch oraz Avenged Sevenfold w najpodlejszych
postaciach. Wszystkie kawałki, nawet dwa niemalże niezłe, skażone są materią
kałową. Wspomniałem o dwóch niemalże niezłych numerach? Pozostałe skomponowane
są tak beznadziejnie, że uszy więdną. Zresztą dodatek gówna zepsuje każdą
potrawę, nieprawdaż? Ufff, chciałbym już mieć za sobą tą recenzję i nigdy
więcej nie wracać do tej płyty.
Lampka
ostrzegawcza zapaliła się przy czytaniu bio. Jeśli w co drugim zdaniu autor
wychwala się pod niebiosa, coś musi być nie tak. I jest. Do wszystkich
komplementów, którymi się hojnie obsypuje, wystarczy dodać “gówno”, tak jak
były koncertowy gitarzysta Sword uczynił ze swoją muzyką. Nie pomoże technika,
doświadczenie ani samochwalstwo. Gówno jest gównem.
Vlad Nowajczyk
[3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz