czwartek, 19 listopada 2020

KENZINER “Phoenix”

 

Pure Steel Records

Brzmi jak: Wanky Shit Demonized

W 1999 roku usłyszałem zespół Jarno Keskinena po raz pierwszy. Chwilę później się rozpadli. Oby był to dobry prognostyk po odsłuchu “Phoenixa”. W normalnych okolicznościach gratulowałbym rodakowi posady w zagramanicznej ekipie, ale bicz pliz. Nawet świetne wokale Piotra Zaleskiego nie ratują tej kupy gówna. Ileż można w, podobno metalowej kapeli, za przeproszeniem WPIERDOLIĆ partii klawiszy? No ile? Nieskończoną ilość najwyraźniej. Klawiszowe solówki? Włala, pan gitarzysta też lubi sobie postukać. Aż się na wymioty zbiera. Dodajcie do tego bardzo zaangażowane teksty o bozi i oto krajobraz niczym z Wanky Shit Demona. Te wszystkie patataje pędzące donikąd, niczym lemingi w przepaść. Ach, chciałbym kiedyś zobaczyć Kenziner na żywo. Rzucałbym w nich chlebem z masłem, jak przed 27 laty w Irę. Wyyyyyyyypierdalać!

Ps. Te dwa punkty za Zaleskiego, szkoda gościa tutaj

https://www.facebook.com/kenzinerofficial

Vlad Nowajczyk [2]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz