czwartek, 31 maja 2012

ALAS NEGRAS „The Slasher Show”


Brzmi jak: power/thrash metal z najlepszych lat
Puerto Rico nie należy do najbardziej umetalowionych rejonów świata, ale mogą się poszczycić niewątpliwą perełką. Trzeci album Alas Negras, poświęcony w całości słynnym horrorom, to wyśmienity power/thrash  metal. Rozbudowane kawałki z wyśmienitą bębnów i fantastycznymi melodiami łatwo zapadają w pamięć. Z każdym kolejnym przesłuchaniem wokale Giancarlo Martineza wchodzą lepiej, aż wreszcie ciężko się od nich uwolnić. Kłania się Charles Rytkonen z Morgana Lefay. Co typowe dla gatunku, riffy stanowią głównie tło, cały klimat kreuje śpiewak wspomagany przez sekcję. Owszem, solówki są niezłe, ale nie wybitne. Za to opowieści snute przez Giancarlo wciągają niemożebnie. Mnóstwo smaczków, których od razu nie odkryjecie. I szkoda, że tak głęboko w dupie siedzą, ich płyta dotarła do mnie po prawie półtora roku od wydania. Gdyby nie Chad Arnold z Global Thrash Assault, do dziś bym o nich nie słyszał. Więcej na www.facebook.com/alasnegrasmetal
Vlad Nowajczyk [8.5]

środa, 30 maja 2012

FURY „Fury”


Brzmi jak: epicki power/thrash
Weźcie spuściznę brytyjskiego thrashu, tego lżejszego. O, Xentrix się nada. Zmieszajcie z jedynką Iced Earth i gotowe! Przepis prosty, ale wymagający starannego tworzenia każdego numeru. Angolom z Fury udało się uniknąć kalkowania i już na debiutanckiej EPce złapali „coś swojego”. Pięć numerów, z których każdy to potencjalny przebój. 25 minut, sprawnie, szybko i na temat. Dwa czyste wokale, mnóstwo solówek, fajne chórki w tle. Zero dłużyzn, zero nudy, żadnego niepotrzebnego patosu i formy przed treścią. Oj, będą z nich ludzie. Więcej na www.furyofficial.com
Vlad Nowajczyk [8]

wtorek, 29 maja 2012

MUTANTS OF WAR ”Product Of Corruption”


Brzmi jak: Vio-ForHeathen
Ostatnio jakby mniej słychać o thrashowej scenie LA, jako że fala rozlała się po całym świecie. Mutanci powstali w 2007 roku i nigdy nie zyskali szerszej popularności poza Kalifornią, gdyż wkrótce po wydaniu niniejszej EPki ich wokalista dołączył do Bonded By Blood. Trochę szkoda, gdyż solidny i przemyślany to materiał. Długie, epickie kawałki z obłędnymi solami. Heathen i Forbidden kłaniają się w pas. Co innego wokal Mauro Gonzaleza. Podstawą jest atonalny, lecz dobry technicznie wrzask (Vio-lence!!!), często przechodzący w czyste, wysokie zaśpiewy. Nie dziwota, że go przechwyciła bardziej znana ekipa. Miejmy nadzieję, że MOW nie znikną z pola widzenia, „Product Of Corruption” jest bardzo dobrym początkiem czegoś naprawdę interesującego. Dla fanów klasycznego metalu oczywiście. Więcej na www.myspace.com/mutantsofwar6#!
Vlad Nowajczyk [7]

sobota, 26 maja 2012

METALMORPHOSE „Nossa Droga e Heavy Metal”


Metal Soldiers Records
Brzmi jak: hard’n’heavy
Po spojrzeniu na okładkę trudno ten zespół brać na serio. Nie są jednak wytworem czyjejś chorej wyobraźni i braku talentu, a jedną z wielu zapomnianych brazylijskich kapel z lat 80-tych. Istnieli w latach 1983-88, pozostawiając po sobie niewiele nagrań. Duża ich część znalazła się na niniejszym wydawnictwie. Nic szczególnego tu nie znajdziecie. Ot, podziemna kapela próbuje znaleźć swoją drogę pomiędzy tradycyjnym hardrockiem a NWOBHM. Przeciętny warsztat (zwłaszcza sekcja), takie sobie wokale, kompozycje też bez szaleństwa. Zapewne odbiorcą tej płyty są maniakalni fani wszystkiego, co podziemne i z 80s. Z mojego punktu widzenia jest to krążek mało wartościowy. Zespół postanowił się (o dziwo!) reaktywować, więc ostatni numer na płycie to świeży cover The Beatles. Równie garażowy i tylko minimalnie lepszy od reszty. Więcej na www.myspace.com/metalmorphoseband
Vlad Nowajczyk [3.5]

ROGUE MALE „Nail It”


RM2K Music
Brzmi jak: brakujące ogniwo między NWOBHM a glamem
Bardziej punkowi niż NWOBHM, bardziej siedzący w r’n’b niż pudle z LA, niegdysiejsza wielka nadzieja białych, Rogue Male wrócili po niemal ćwierćwieczu ciszy. A raczej wróciŁ, gdyż lider Jim Lyttle dobrał sobie doskonałych muzyków sesyjnych (znanych m.in. z Ozzy Osbourne Band, Samson, Ian Gillan Band) i nagrał w zasadzie bardzo osobisty album solowy. Od początku do końca utrzymany w stylu wypracowanym przed 30 laty: mnóstwo bluesa, motoryczne riffy, porywające melodie. Mnóstwo balladowo tym razem. Jim tłumaczył mi, iż inspiracją do rozrachunku z życiem była dla niego śmierć paru kumpli – motocyklistów. Szczęśliwie, nie pchnęło go to do kruchty. Teksty są znakomite i także dzięki nim od tej płyty ciężko się oderwać. Dodam tylko, że będzie jeszcze lepiej. Rogue Male ma już pełny skład z oryginalnym gitarzystą i w tym roku szykuje duże „bum”. Sprawdźcie na youtube! Więcej na www.rm2kmusic.com
Vlad Nowajczyk [8.5]

piątek, 25 maja 2012

NIGHT RIDER SYMPHONY


Muzyka Dla Młodych
Brzmi jak: klasyka z gitarami w tle
Doskonały pomysł, ale wykonanie nie do końca. Hiciory muzyki klasycznej, a chyba można tak napisać o skocznych i melodyjnych kawałkach, zostały tu zaaranżowane fenomenalnie od strony symfonicznej. Uniknięto rubikowania, jest naprawdę dobrze. Nie tylko lekko, ale i intensywnie. Bazą miała być jednak muzyka rockowa (Night Rider) i tu jest nieco gorzej. Zbyt oszczędnie dawkowane gitary (właściwie zupełny brak ciężkich riffów, tylko partie solowe) sprawiają, że NRS przechyla się zbyt mocno w stronę klasyki. Wokale znakomite, ale warstwa tekstowa niezbyt udana. No cóż, pisząc po polsku trzeba się trochę jednak wysilić... Jeśli umiecie „wyłączyć" teksty, będzie dobrze, bo wykonanie mocarne! Zwłaszcza gdy pojawia się (szkoda, że gościnnie!) maestro Marek Piekarczyk. Czytacie zjebki, a pod spodem wysoka ocena. Schizofrenia, bądź piątkowa faza? Skąd, po prostu zamysł był tak fajny, że aż prosił się o idealne wykonanie. Może następnym razem. O okładkę też zadbajcie, chyba nikt o tym nie pomyślał. Digibook piękny, ale sponsorzy mogli rzucić parę groszy jakiemuś zdolnemu grafikowi. Więcej na www.nightridersymhony.pl
Vlad Nowajczyk [8]

BIOLENCE „Melodic Thrash Mayhem”


Brzmi jak: melodyjny death/thrash z rzygami na deser
Wysyp tego typu kapel miał miejsce w połowie poprzedniej dekady, zanim wrócił autentyczny thrash. Granie pod Arch Enemy i At The Gates, z przesłodzonymi melodyjkami w solówkach i przeciążonymi riffami oraz siłowym wokalem wydawało się wówczas „kolejną wielką rzeczą”. Biolence nienajgorzej nawiązuje do tego nurtu, uzupełniając tą stylistykę o exodusowo/testamentowe riffowanie i... no właśnie. I o beznadziejne, rzygane wokale. Pojawiają się od połowy płytki i psują jej odbiór. Fani rzyganego deathu i tak się nie zainteresują, a thrash spokojnie obywa się bez takich odgłosów. Cóż, nie należy się po Biolence nic wielkiego spodziewać, zapewne na tym materiale zakończy się ich kariera. Więcej na www.myspace.com/biolence
Vlad Nowajczyk [4]

czwartek, 24 maja 2012

PSYCHOSOMATIC „Another Disease”


Thrashcore Records
Brzmi jak: crossover/thrash z Bay Area
Wśród swych idoli wymieniają m.in. DRI, Exodus, Slayer, Verbal Abuse, Suicidal Tendencies, Napalm Death, Attitude Adjustment, COC. Działają od 24 lat, a doczekali się dopiero czwartego krążka. Poza Bay Area mało kto o nich słyszał, bo o sławę specjalnie nie zabiegają. O kogo chodzi? O Psychosomatic. Gdyby nie notka na fejsie Gary’ego Holta, pozostawaliby w gronie zespołów znanych mi jedynie z nazwy. Mój świat byłby zatem uboższy, bo to cholernie fajna płyta. Przebojowa jak debiut S.O.D., może numery nie aż tak rozpoznawalne, ale miodność niesamowita. Gościnny występ jednego z mistrzów Psychosomatic, wokalisty Verbal Abuse, dodaje smaku i tak pysznej mieszance stylistycznej. Kogo bowiem nie wymienili, a słychać? Już w pierwszym numerze Annihilator, później Testament, a pod koniec... Neurosis. Ze starych czasów, ale jednak. Dla każdego coś miłego, choć ostatnie numery to już męczenie buły. Więcej na www.facebook.com/officialpsychosomatic
Vlad Nowajczyk [7.5]

NIGHT MISTRESS „The Back Of Beyond”


Hell Rider Records
Brzmi jak: melodyjny heavy metal światowej klasy
Jak każdy złośliwy krytyk, lubię ponarzekać. Zwłaszcza w przypadku gatunków, które od lat uważam za wyeksploatowane i nudne. Ot, melodyjny heavy na przykład. A potem trafia się taka Night Mistress ze Skarżyska-Kamiennej i zbieram szczękę z podłogi na tyle długo, że mam problem z napisaniem recenzji. Problem taki, że nie ma się do czego przyczepić. Dawno nie słyszałem tak szczerego łojenia w tym rodzaju muzyki. Co więcej, tak piekielnie dojrzałego! Debiuty tego rodzaju nie trafiają się zbyt często. Wpływy? Mnóstwo! W skrócie: wszystko, co dobre w niemieckim, amerykańskim i ogólnoeuropejskim heavy. Z naciskiem na melodię i klimat. Z genialną balladą. Z doskonałymi wokalami. Wstyd, że w naszym kraju uparcie promuje się beztalencia o znanych nazwiskach (muszę podawać przykłady?), a prawdziwa muzyka nie może się przebić. Kupujcie płyty Night Mistress, zapraszajcie ich na koncerty! Ten talent nie może pozostać prowincjonalną ciekawostką, oni zasługują na wiele! Na koniec prztyczek: koszmarna okładka sugeruje jakieś ciotyckie pierdy. Więcej na www.facebook.com/nightmistressband
Vlad Nowajczyk [9]

środa, 23 maja 2012

CHILDREN OF DOOM „Doom, Be Doomed Or Fuck Off”


EmanesMetal Records
Brzmi jak: psychodeliczny doom z ciekawym wokalem
Joint w gębie, czarny pasek na oczach i wszystko jasne. Francuskie trio nie lubi policji, za to uwielbia wycieczki do Holandii. Ich muzyka to przestery Kyuss i The Obsessed w kawałkach, które nie są specjalnie zapamiętywalne pojedynczo. Jako całość płyta robi lepsze wrażenie zwłaszcza dzięki niesamowitemu, klimatowi „...Mia’s Desert”. Partie saksofonu są po prostu chore, kwaśnie pojebane. Wokalista BBF ma manierę bliską środkowemu pasmu Kinga Diamonda na „Don’t Break The Oath”, niektóre zagrywki COD również kojarzą się z \m/Miszczem\m/. Zatem jest co rozwijać. Zwijać pewnie też, ale to już temat na inną chmurkę... Więcej na www.myspace.com/childrenofdoom62
Vlad Nowajczyk [7]

wtorek, 22 maja 2012

KREON „Thrashdemo Live”


RDS Music
Brzmi jak: no kurde, jak Kreon na żywo!
Nie jestem na tyle stary, by mieć oryginalną kasetę Kreona. Ale też nie na tyle młody, by nie skopiować sobie takowej od kolegi. Poznawszy ów epokowy materiał około roku 1990, pożegnałem się z nim na lat kilkanaście w momencie rezygnacji z kolejnej naprawy kaseciaka. Niedawna reedycja na CD okazała się wybawieniem. Wprawdzie, podobnie jak przy „Zdradzie”, oprawa graficzna nie powala, ale muza broni się sama. Śmiem twierdzić, że „Thrashdemo” jest zdecydowanie lepsze od studyjnego „półkownika”. Słychać bowiem żywiołowość grupy, a zabawy wokalem w wykonaniu ZaRana („miauuuu”) pokazują, iż jego niesamowity warsztat objawiał się także na scenie. Sporo tu odniesień do Kinga Diamonda i szkoda trochę, że Kreon nie poszedł w tym kierunku. Brzmienie nie zostało radykalnie poprawione, tylko szumu taśmy brakuje. Słuchalność cholernie wysoka i nie trzeba tej płyty brać w cudzysłów tzw. polskich warunków. Powtórzę się: dobrze, że wrócili. Więcej na www.kreon.info.pl
Vlad Nowajczyk [8]

SARGON „In Contempt”


Old Cemetery Records
Brzmi jak: niezły death/thrash metal
Zatrudnienie byłego bębniarza Malevolent Creation, Alexa Marqueza, było marketingowym majstersztykiem, dzięki temu bowiem metalowy światek usłyszał o Sargon. Nie mam pojęcia, co zaszło między wymiataczem Rodem Denisem a liderem Frankiem van Kwartelem, ale w oficjalnym bio nie ma o kolesiu ani słowa. Tym samym cały splendor (sola są przezajebiste!!!) spływa na Franka. Na szczęście we wkładce płyty widnieje fizjonomia banity, więc nie ze mną te numery, van Kwartel! Poza solówkami muzyka grupy to standardowe granie pod wczesny niemiecki thrash zmieszany nieco z Death, przy czym wokale brzmią niczym Mille z zapaleniem gardła. Niby nic specjalnego, ale słucha się tego z bananem na ryju. Jeszcze raz: sola rozpierdalają. Zespół, którego rozwój warto obserwować. Więcej na www.facebook.com/sargonextrememetal
Vlad Nowajczyk [6]

poniedziałek, 21 maja 2012

INVECTION „Facet Of Aberration”


StormSpell Records
Brzmi jak: nowy stary thrash
Jedna z największych nadziei Bay Area wreszcie wypuściła pełny album! Po dwóch demach i trzech Epkach nadszedł czas na właściwy debiut. Fajnie jest obserwować rozwój kapeli wprawdzie z daleka, ale mając natychmiastowy dostęp do wszystkich materiałów Invection. Doprawdy imponujące, pierwsze demo wcale nie zapowiadało sukcesów. I cholera wie, szczerze napisawszy, czy takowe nadejdą. Na dziś w składzie jest tylko śpiewający gitarzysta i basista. Odszedł filar ekipy, bębniarz John Haag. Wcześniej manatki spakował wioślarz Drew Gage, dołączając do ekipy Zetro Souzy – Hatriot. Szkoda, bo Invection zyskało już własny styl, będący doskonałym połączeniem starego i nowego podejścia do thrashu. Zwłaszcza nieustający atak podwójnej stopy robił wrażenie, oby szybko znaleźli następcę Johna. Gościnnie występujący solówkarz Justin Sakogawa też zrobił swoje. Ten bardzo obiecujący i ciężko pracujący zespół zasługuje na szersze uznanie. Aha, te klawisze na koniec to nie Arcturus. To tylko outro. Invection nie znaczy „infekcja”, a facet to nie „facet”. Więcej na www.myspace.com/invectionmetal
Vlad Nowajczyk [8]

SPEW „Torn To Shreds”


Brzmi jak: Black Flag spotyka Misfits
I co wyszło z tego spotkania? Coś punkowo-thrashowego, zbliżonego do „trójki” DRI, ale więcej jest w tym graniu jednak Misfits, zatem brzmi nieco lżej. Zazwyczaj, bo gdy dowalą slayerowskim riffem robi się konkretnie. Ma ten kanadyjski kwartet niezłą radochę z grania, słychać bowiem, że bardziej techniczne patenty wcale ich nie męczą. Po prostu grają to, co lubią. Dziewięć kawałków mija szybko, więc ponowne włączenie „Torn To Shreds” to obowiązek. „Friday Night”, „Thrashin” i pozamiatane. Pora na drugi materiał, bo ten już ma ponad 2 lata! Więcej na www.myspace.com/spewspew
Vlad Nowajczyk [6]

CLOVEN HOOF „Throne Of Damnation”


Elemental Media Music
Brzmi jak: Cloven Hoof!
Jakże różne są koleje losu kapel współtworzących scenę NWOBHM. Iron Maiden zostali gwiazdami rocka, Def Leppard – pop rocka, Saxon wykopał sobie pokaźny metalowy grajdołek. Większość rozpadła się bez większych sukcesów, niektóre postanowiły reaktywować się w XXI wieku. Cloven Hoof zaczynał się dopiero rozpychać, gdy szał na klasyczny heavy minął, a z Ameryki przypłynęła plaga glamu i potężna fala thrashu. Na nic, poza kultowym statusem, nie mogli już liczyć. I tak dobrze, że dziś znani są chyba każdemu fanowi brytyjskiego łojenia. To jeszcze nie koniec przydługiego wstępu. „Throne Of Damnation”, najnowsze jak dotąd dziecię Lee Payne’a i jego personelu w stanie wiecznej fluktuacji, powstawało w bólach. Partie wokalne zostały nagrane ponownie (Russ North odszedł akurat, co zdarza mu się notorycznie) przez Matta Moretona. Oczywiście North wrócił wkrótce potem, a płytka wyszła z potężnym opóźnieniem i błędną kolejnością utworów we wkładce. Jeśli nadal czytacie, wreszcie będzie o muzyce. „Running Man”, zgodnie z tytułem, zawiera fragment „Running Free” Ajronów, ale i cytat z „The Trooper”. Fajnie, nieprawdaż? Wplecione są doprawdy znakomicie. „Whore Of Babylon” i „Night Stalker” pochodzą odpowiednio z 2006 i 1984 i zostały nagrane ponownie. „Freak Show” balansuje między patentami Iced Earth i Judas Priest. Wszędzie słyszalny jest najbardziej charakterystyczny wyróżnik stylu Cloven Hoof: częste i radykalne zmiany metrum. Tak, droga młodzieży, to nie Metallica wymyśliła balladowe początki szybkich numerów! Podsumowując: zaledwie 24 minuty fenomenalnie zagranego, piekielnie ciężkiego heavy z odniesieniami do kilku znanych kapel. Jedna z płyt, od których ciężko się oderwać. A ja muszę, bo trzeba jeszcze co nieco zrecenzować... Więcej na www.clovenhoof.co.uk
Vlad Nowajczyk [8]

niedziela, 20 maja 2012

POLLUTION „Modern Warfare”


EBM Records
Brzmi jak: dzieci Destruction
Serbska scena thrashowa jest niezwykle płodna. To drugi, po Toxic Trace, przykład zespołu który postanowił poprawić swoich mistrzów. TT kreatorzą lepiej niż Kreator, Pollution łoją pod Destruction z epoki „Mad Butcher”.  Jedynym, co można było w tej muzie zrobić lepiej, jest oczywiście praca bębnów. Pozostałe składniki na piekielnie wysokim poziomie były już przed ćwierćwieczem, w oryginale. Jak wyszło Serbom? Nieźle. Bez obsrania, bowiem płyta łatwo wchodzi i niczego nowego nie odkrywa przy kolejnych przesłuchaniach. Solidny riffowo teutoński thrash, okraszony porządnymi solówkami, z jazgotliwym wokalem (czyżby Dane połknął Schmiera?). Typowe kalki się tu też pojawiają, a całość mogłaby zostać uznana za zaginiony materiał Destruction. Prostego, natychmiast wpadającego w ucho riffu „Devil’s Henchman” nie powstydziliby się sami mistrzowie. Przydałaby się jednak odrobina urozmaicenia, jako że intro obiecuje nieco więcej. Więcej na www.facebook.com/PollutionThrashMetal
Vlad Nowajczyk [6.5]

DARKWOODS MY BETROTHED „Heirs Of The Northstar”


Kvltvre Records
Brzmi jak: blek metal z klawiszami, czyli kabarecik
Pierwotnie płytka ta wyszła nakładem koreańskiej Hammerheart Productions, więc w „najlepszych” czasach klawiszowego bleka dostęp do niej był mocno utrudniony. Dziś wydawanie takiej muzy to strzał donikąd, ale być może jakieś niedobitki ówczesnych fanów wesołych pand chcą postawić sobie „Heirs” na półce. Drugą opcją są maniakalni słuchacze... Nightwish, jako że parapeciarzem DMB był nie kto inny a Tuomas Holopainen, wyglądający wówczas jak poczerniona wersja Nicka z Backstreet Boys. Przez skład przewinął się też jego obecny kolega klubowy, wirtuoz gitary Emppu Vuorinen. Selling point as fuck! Bo przecież muzyka to typowy blek z klawiszami. Blasty, stop, umpa umpa, wprawka do przejścia, blasty, klawisze itp. itd. Istotnym wyróżnikiem stylu DMB okazał się wokalista. Wyszukajcie na youtube klip z American Idol pt. „the worst singer ever” jako przygotowanie do starcia z potęgą głosu Pasiego, później ukrywającego się pod ksywą Ante Mortem. Zabawne, w ostatnich tygodniach trzykrotnie miałem do czynienia z tego rodzaju graniem. Zachodzę w głowę, jak ktokolwiek mógł te 15 lat temu brać coś takiego na poważnie? Chyba za dużo wtedy jarałem... Oceny nie będzie, tu należałoby jakąś specjalną skalę zastosować, czego się nie podejmuję. Odtrutka pilnie potrzebna! Więcej na http://www.sacrifire.net/dmb/hotn.htm
Vlad Nowajczyk

sobota, 19 maja 2012

EVOL „Experiment In Fear”


Brzmi jak: wczesne Suicidal Tendencies spotyka M.O.D. i D.R.I.
Istny wehikuł czasu! Reedycja jedynego albumu kalifornijskiej formacji Evol przenosi nas w circa 1987, gdy w crossover wciąż więcej było punka niż thrashu, ale już tylko odrobinę. Potężna dawka surowej energii! Szybko i na temat, bardzo melodyjnie (zajebiste sola), do tego świetny wokal. O tak, takie granie nie miało już prawa kogokolwiek w USA zainteresować w 1992 roku, więc „Experiment” był łabędzim śpiewem Evol. I tak mieli szczęście, że sami sobie wydali CD, wiele równie fajnych kapel nie zaznało takiego komfortu. Dziś, gdy crossover i thrash znów radują uszy licznych słuchaczy, warto wesprzeć pechowców i zakupić ich CD pod adresem www.mugmusic.com.
Vlad Nowajczyk [7]

INJURY „Injury”


Brzmi jak: dzieci Exodusa
Kwintet z Reggio Emilia postanowił stworzyć takie kawałki Exodusa, jakie nie pojawiły się jeszcze w głowie Gary Holta. Kurde, to im się naprawdę udało. Trzy autorskie numery Injury łączą w sobie styl Exo ze wszystkich etapów kariery. Choć wydaje się to niemożliwe, są spójne, śpietnie napisane i jeszcze lepiej zagrane. Zaśpiewane i wyryczane zaś w stylu Roba Dukes’a. Na koniec „The Last Act Of Defiance” w wersji niewiele różniącej się od oryginału. Warto im się bacznie przyglądać, czy i kiedy pojawi się nutka oryginalności. Nawet jeśli nigdy, zabawa jest przednia. I o to chodzi, a nie o przedefiniowywanie metalowości na polu postrockowym. Więcej na www.myspace.com/injuryviolence
Vlad Nowajczyk [6]

SANKTUARY „Black Magic Brew”


Brzmi jak: hippie doom heavy metal
Sanktuary pochodzą z kanadyjskiego zadupia, gdzie internet przynosi się na dyskietkach. Zapewne dlatego nie wiedzieli, że jest tylko jedno Sanctuary! Krecha za to! Szczęśliwie muzę łoją tak fajną, że mogliby się nawet nazwać Eksodoos i też byłoby spoko. Nie wiedzieć czemu, zalicza się ich do power/thrashu. Może tak brzmieli na debiutanckiej EPce, której nie miałem okazji dorwać. Na „Black Magic Brew” słyszę za to NWOBHM i wczesne Trouble, zresztą logo zespołu stylizowane jest na dumę Chicago. Doskonałe wpływy, a jak zagrane? Wszyscy muzycy Sanktuary wiedzą, do czego służą instrumenty. Dają czadu jak należy, sporo zmian tempa i piekielny ciężar riffów. Co kuleje, ale na etapie demówkowym jest jak najbardziej do naprawienia - konstrukcje kawałków. Nie do końca zwartych i pokazujących cały potencjał zespołu. A ten jest potężny. Na magicznym piwie się nie zawiedziecie! Więcej na www.myspace.com/sanktuaryslays
Vlad Nowajczyk [7.5]

czwartek, 17 maja 2012

CASTROFATE „III - iHuman”


Castrofate Music
Brzmi jak: zaginiony album Xentrix z koszmarnym wokalem
Powody, dla których Dan Castro powinien przestać wydawać odgłosy paszczowo na płytach swej kapeli:
  1. Niedociąga.
  2. Fałszuje.
  3. W najlepszym przypadku brzmi jak Hetfield dysponowany jak Ulrich.
  4. Jest niezłym gitarzystą i basistą, komponującym bardzo fajne kawałki.
Nowojorski projekt Castrofate to Dan Castro + personel, niedawno ponoć zebrał się pełny skład. Szkoda, wielka szkoda że rzeczony Dan niszczy wszystko swymi koszmarnymi wokalami! Jako fan Xentrix, wyłączam sobie w głowie to wycie i słucham instrumentów, ale nie jest to łatwe. Tym bardziej, że płytę wyprodukowano profesjonalnie... Ech, może następnym razem pójdzie po rozum do głowy. Szkoda potencjału! Więcej na www.castrofate.com
Vlad Nowajczyk [4.5]

GODSLAVE „Into The Black”


SAOL
Brzmi jak: drugoligowy niemiecki thrash
Wydawać by się mogło, że klasyczny germański thrash został odstawiony do lamusa. Większość młodych, także niemieckich, grup wzoruje się głównie na, jakże zróżnicowanej, Ameryce. A jednak Godslave próbują odgrzać krajowy wurst i w miarę im to wychodzi. Sęk w tym, że niewiele w głowie zostaje po przesłuchaniu „Into The Black”. Oczywiście, jak to w thrashu, wszystko jest na wysokim poziomie, album jest naprawdę pro i gut. Gościnne występy Mike’a z Destruction i Benedikta z Mekong Delta dodają odrobinę urozmaicenia, ale najciekawiej robi się w kawałku tytułowym, gdy wchodzi wokal Gerrita P. Mutza z Sacred Steel. I to jest właśnie to, co wpada w ucho. Sądzę, że Godslave powinni pójść w kierunku bardziej melodyjnych wokali, dzięki czemu staliby się rozpoznawalni. Charczenie Thommiego jest bowiem średnie i typowe. Co nie znaczy, że złe. Na trzeciej płycie przydałby się jednak jakiś przełom, co nie? Więcej na www.godslave.de
Vlad Nowajczyk [6]

poniedziałek, 14 maja 2012

NIHILIST „Dethmacheen”


Nihilist Metal Records
Brzmi jak: wczesne Megadeth z ajronowskimi solami
Kalifornijski Nihilist nie należy do najpopularniejszych grup nowej fali thrashu. Mógłby, ale nie chce im się. Zespół ma cholernie wysoką pozycję wśród fanów skateboardingu, występując na konwentach na całym świecie. To im wystarcza. Sami wydają swoje płyty, wcześniej oddając je w ręce megafachowca, Billa Metoyera. Grają doskonale technicznie, z polotem, łatwo ich rozpoznać po charakterystycznym wokalu Lorena Tiptona. Niedawno wymienili gitarzystę ze slashowym feelingiem na takiego o ajronowskim stylu, przez co brzmią dziś inaczej niż na świetnym „Blood Portraits”. Nie jest to już wczesny Slayer grany przez Gunsów, a raczej zmiękczone początki Megadeth. Jakkolwiek nie brzmią dla was te porównania, Nihilista warto sprawdzić. Nieistniejącego, szwedzkiego wciąż zna więcej ludzi, więc do roboty! Więcej na www.nihilistmetal.com
Vlad Nowajczyk [8]

niedziela, 13 maja 2012

ARCHENEMY „Violent Harm”


AreaDeath Productions
Brzmi jak: proto-death metal
Archenemy pochodzili z LA i byli oddanymi fanami Dark Angel i DRI. Z połączenia tych wpływów wyszła im muzyka cholernie szybka i raczej prostacka, ale takie właśnie granie miało za lat kilka zyskać popularność. Swe dwie taśmy z prób, będące jedyną dokumentacją dźwiękową ich kariery, nagrali w latach 1985-86! Są to więc nieznani i zapomniani pionierzy death metalu, rówieśnicy Death i bezpośredni spadkobiercy Possessed.  Dlaczego te taśmy nic im nie dały? Bo brzmią jak gówno. Nie powstydziłby się ich niesławny antyproducent Pytten. Gdyby Archenemy odłożyli parę dolców choć na singla nagranego w studio, zapewne dziś cieszyliby się statusem kultowej legendy, bądź legendarnego kultu. Tymczasem krążek wyłącznie dla maniaków, stąd brak oceny. Więcej na www.niemieliżadnejstrony.com
Vlad Nowajczyk

THE DONNER PARTY „The Spawning”


Brzmi jak: crossover/thrash lepszy niź Municipal Waste
Wiem, powtarzam się, ale nic na to nie poradzę. Wciąż kupuję płyty Municypalnych, ale z rozpędu. Byli jedną z pierwszych świetnie rozwiniętych kapel NWOTM, ale już 6-7 lat temu było wiadomo, że szybko zabrną pod ścianę. Cóż, dzięki temu zyskuję punkt odniesienia dla obiecujących zespołów crossover. The Donner Party z pewnością do takowych się zalicza, choć grubi są i brzydcy. Łoją z ogromną energią i radochą, jaką pamiętam z wczesnych płyt wspomnianych MW. Krótko i treściwie, bardzo melodyjnie, z pierdolnięciem i nie bez ozdobników (ach te mikrosolówki!). Siedem numerów, z których każdy to potencjalny hicior. W tym roku powinni wydać wreszcie oficjalny debiut, zatem uwaga na tą bandę z New Jersey, bo będzie ciężko! Więcej na www.facebook.com/thedonnerpartynj
Vlad Nowajczyk [7.5]

czwartek, 10 maja 2012

АБОРДАЖ „Спокойная жизнь не для нас”


CD-Maksimum
Brzmi jak: kilka riffów w zalewie klawiszowego lukru
Będę szczery. Jak zwykle zresztą. Gdyby nie język rosyjski, którego brzmienie w metalu nadzwyczaj mi odpowiada, nie dałbym rady przesłuchać Abordażu kilkanaście razy. Usilnie próbowałem znaleźć jakieś plusy i chyba mi się udało. Pierwszy kawałek zajebiście się zaczyna, prawie jak Aria. Niestety, gdy kończą się pomysły na riffy, wchodzą klawisze z najbardziej typowymi, nudnymi zagrywkami. To smutne, że najsłabszy muzyk zespołu ma tak duży wpływ na muzykę. Pozostali, zwłaszcza świetnie śpiewający gitarzysta Andriej Maszoszyn, obsługują swe instrumenty nieźle. Szkoda, że nie przekłada się to na umiejętności kompozycyjne. Problem pierwszego kawałka powielają jeszcze 10 razy, przy czym większość numerów nawet się fajnie nie rozpoczyna. Ech, nareszcie mogę odstawić ten krążek na półkę i o nim zapomnieć. Z pewnością czeka go spokojne życie, nie mieli racji panowie abordażyści. Więcej na www.abordaj.ru
Vlad Nowajczyk [4]

FOG OF WAR „Confessions Of A Thrashaholic”


Brzmi jak: crossover/thrash lepszy niż Municipal Waste
Nieczęsto, jak wiecie, daję maksymalne noty, ale w przypadku tej ekipy nie mam wątpliwości. Już ich debiut niszczył, na niniejszej EPce dowalali jeszcze mocniej. Zaledwie 19 minut, w tym dwie przeróbki, i dycha? Ano. Fog Of War zaprezentowali tu bowiem idealnie swój styl: szybki, doskonały technicznie crossover/thrash. Niesamowity luz bije z tych gęsto zaaranżowanych numerów, tak się powinno grać thrash! Nie sposób wymienić kilka nazw najważniejszych wpływów – jest ich zbyt wiele i zbyt dobrze zostały splecione. Warto wspomnieć o coverach: „Boba Fett” Zombie Holocaust to ukłon w stronę kumpli, z którymi gra obecnie były basista FOW. „Sharp Dressed Man” ZZ Top zaś... niszczy nie mniej niż reszta. Prawdziwa nawałnica, słuchając „Confessions” na nowo uświadamiam sobie, dlaczego uwielbiam thrash metal, dlaczego thrash till death itp. J Jakże ubogie musi być życie pseudometala, który nigdy nie słyszał tak fantastycznej muzyki! Jakże dziwny jest fakt, że Fog Of War do dziś pozostaje bez kontraktu płytowego! Więcej na www.myspace.com/fogofwarbenicia
Vlad Nowajczyk [10]

ATOMKRAFT „Cold Sweat”


W.A.R. Productions
Brzmi jak: pierwsza oznaka życia od 14 lat
Tony Dolan poszperał w archiwach i wypuścił pierwszy „świeży” materiał Atomkraft od 1987 roku! Mamy tu do czynienia z jesiotrem drugiej świeżości, bo takie „Intro” pochodzi z 1985, tytułowy cover Thin Lizzy powstał w 2006, a „Gripped” cholera wie kiedy. Faktem jest, dali znak życia i wypadałoby teraz stworzyć jakiś pełny krążek. Niniejszy singielek brytyjskich heavymetalowców jest na tyle niespójny, że oceny się nie podejmuję. Jedno jest pewne – fajnie że wrócili! Więcej na www.tonydolan.tripod.com
Vlad Nowajczyk

wtorek, 8 maja 2012

WIGHT „Wight Weedy Wight”


Brzmi jak: solidnie okadzone i zakwaszone Black Sabbath
Słuchając takich płyt jak „Wight Weedy Wight” zauważam, że jestem w gruncie rzeczy spokojnym i mało rozrywkowym człekiem, bo nieczęsto zbliżam się do poziomu intoksykacji, na jakim musi przebywać ta trójka Niemców. Ich główną inspirację jest Sleep, ale sięgając głębiej ku jedynie słusznym korzeniom, słuchać tu dużo Black Sabbath, Pentagram i Zeppelinów. Klimaty zjarane podlano tu psychodelicznym sosem, a że to nie moje rejony, dodam tylko iż partia saksofonu w „Hammer Boogie” jest totalnie popierdolona. Jeśli kiedykolwiek zjem grzyby bądź kwasa, płyta Wight będzie jedną z pierwszych, jakie wówczas włączę (o ile będę w stanie). Na trzeźwo siódemka. Więcej na www.wightismnews.blogspot.com
Vlad Nowajczyk [7]

poniedziałek, 7 maja 2012

PESSIMIST „Longaevus”


Brzmi jak: progresywny death metal ze szczyptą szaleństwa
Uff, na szczęście nie jest to amerykański Pessimist. Zaszokowali mnie bowiem zupełnym brakiem melodii. Czechom jej nie brak, choć łamią, kręcą i kotłują struktury swych kawałków niemożebnie. Cynic? Amerykanie byli na „Focus” bardziej przebojowi, ale mieszanie growli i czystych wokali podobne. Ciężar i melodia – tak. Ale jest coś jeszcze, coś bliższego, czeskiego, pojebanego i swojskiego. Swe piętno na Pesymiście odcisnął śmieszny czort Franta i jego Master’s Hammer. Nie na tyle, by „Longaevus” brzmiał jak oni, skądże. Ot, przedziwny wtręt tu i ówdzie, jakiś klawisz nie w tę stronę, jakieś irytujące brzdąkanie. Konglomerat zacny i maniacy muzyki progresywnie popierdolonej z pewnością dostają przy nim ślinotoku. Prostu rock’n’rollowy metaluch włączy sobie jednak, dla odmulenia, jakiś crossover. Więcej na www.pessimist.cz
Vlad Nowajczyk [6]

KREON „Zdrada, prawo, kara... i co jeszcze czeka nas?”


RDS Music
Brzmi jak: legenda polskiego metalu
Historia Testu Fobii / Testu Fobii – Kreona / wreszcie Kreona to temat przynajmniej na historię w odcinkach, więc nie tutaj na to miejsce. „Zdrada...” , pełnoczasowy debiut wrocławskich thrashers, światło dzienne ujrzał (na CDR!) w 14 lat po nagraniu. Dziś powraca, już oficjalnie, na srebrnym krążku. Ech, taka okazja aż się prosiła o lepsze wydanie, choćby ze wspomnianą historią w odcinkach i archiwalnymi fotami. Tymczasem w digipaku brak nawet tekstów, krecha dla wydawcy! Do muzy już nie sposób się przyczepić. Kreon był w Polsce zjawiskiem nietypowym, czerpał bowiem do woli nie z jednej z thrashowych scen, a z obu (dla laików: USA i Niemcy) oraz z heavy metalu. Miodne solówki, zadziorne riffy, to była kapela klasy międzynarodowej! Ba, takiego frontmana jak ZaRan ze świecą było szukać w tamtych czasach. Od atonalnych, czystych wokali, przez typowo thrashowe wrzaski po śpiew wręcz operowy („Śmierć”). Po prostu niszczył konkurencję. Z uwagi na mroczną naturę tekstów, umiłowanie śmierci, można było się spodziewać spektakularnego samobójstwa wokalisty. Tymczasem nie dość, że ZaRan ma się dobrze, to jeszcze prawie wygrał „Szansę na sukces”. Jednak temat to na zupełnie inne bajanie... Więcej na www.kreon.info.pl
Vlad Nowajczyk [666]

niedziela, 6 maja 2012

MASSACRE „From Beyond”


Earache Records
Brzmi jak: „Leprosy” kontraatakuje
Florydyjskie Massacre jest przykładem zespołu jednej płyty. Na szczęście właśnie z reedycją tejże mamy do czynienia. „From Beyond” oryginalnie wyszła w 1991 roku. Niniejsze zgrabne, digipakowe wydanko zawiera bonusową EPkę „Inhuman Condition”. W oczy rzucają się dwie ciekawostki. EPka nazwana jest tu „Inhumun Condition”, drugi numer płyty zaś, „Cryptic Realms”, zwie się „Cryptic Remains”. Być może kiedyś powyższe błędy podniosą wartość krążka? Zawartość muzyczna znana i lubiana, choć nie przez wszystkich. Nie będąc fanem death metalu, doceniam tzw. klasykę, do której zaliczam i pechowców z Massacre. Trójka instrumentalistów współtworzyła wszak Death, rzygacz Kam Lee - nawet wcześniejszy Mantas. Zasługi to niepodważalne, pomimo faktu iż stanowili oni personel i nie mieli większego wpływu na muzykę. Ba, niewymieniony we wkładce sesyjny gitarzysta rytmiczny Walter Thrashler zastępował w Death na trasie samego Chucka! Cała ta ekipa miała wiele do udowodnienia i nie do końca się z tym brzemieniem uporała. Owszem, Kam rzyga jak mało kto przed nim. Podobno nikt. Toporna muzyka mocno kojarzy się z „Leprosy”, ale brak rozpoznawalnych kawałków, płytę odbiera się jak monolit. Solówki Ricka Rozza... strach się bać. Już w Death lepiej było, gdy grał riffy. Miał tu okazję się wyszaleć i zaiste, jego tremolo szaleje. Szkoda, że tylko tremolo. Dobra, dość narzekania. „From Beyond” przetrwał próbę czasu stosunkowo nieźle. Po prostu, nigdy nie był wybitną płytą. Fajnie jest tego dziś posłuchać i zastanawiać się, co w tej muzie tak jarało moich rówieśników... Bez oceny tym razem. Więcej na www.reverbnation.com/massacreflorida
Vlad Nowajczyk 

sobota, 5 maja 2012

STAGEWAR „Living On Trash”


VinterSon
Brzmi jak: żywiołowy speed/thrash
Długie osiem lat pracował ten kwartet z Hesji na swój pełnoczasowy debiut. Po drodze były mało udane dema. Trzecie z nich leży gdzieś w zakurzonym pudle, uznałem je w 2006 roku za zbyt kiepskie by recenzować. A teraz biję się w piersi i macham łysą banią, bo Stagewar wypuścił prawdziwego potwora! Zajebiście żywiołowy (choć dużo tu średnich temp) speed/thrash niby rodem z 1982, ale tak naprawdę filtrujący to, co przez kolejne ćwierćwiecze pojawiło się w tej muzie. Są więc echa „Cowboys From Hell”, ale i Megadeth z lat 1990-1997. Zwarte, do końca kopiące kompozycje. Polot i radość z obcowania z muzyką, tego się nie da kupić! Jedna z wielu „młodych” płyt, których mogę słuchać bez końca. Kojarzy mi się z „Call Down The Thunder” kalifornijskiego Nihilista, rock’n’rollowy feeling to jest to! Więcej na www.stagewar.de
Vlad Nowajczyk [8]

EVILE „Five Serpent’s Teeth”


Earache Records
Brzmi jak: pół kroku wstecz
Największa brytyjska gwiazda nowej fali thrashu postanowiła cofnąć się z drogi obranej na „Infected Nations”. Zamiast szukania własnego stylu, wrócili do eksploatowania patentów Metalliki z lat 1985-1991. Nie całkiem oczywiście, klimaty „dwójki” stanowią podstawę, a jednak pozostaje niedosyt. Spodziewałem się przełomu, a otrzymałem zachowawczość. Zachowawczość na kurewsko wysokim poziomie, ale jednak. Być może „metalikowe” granie lepiej trafia do szerszej publiczności, lecz Evile stać na więcej. Udowadniają to doskonałymi, chwytliwymi riffami i nietypowymi wokalizami (bo te typowe to jazda pod Hetfielda!). Nawet ballada, choć zaiste świetna, kojarzy się z zespołem na M. Noż kurde bele, czas najwyższy zgubić balast coverbandu! Więcej na www.facebook.com/evileuk
Vlad Nowajczyk [7]

piątek, 4 maja 2012

RIVAL SONS „Pressure & Time REDUX”


Earache Records
Brzmi jak: rock’n’rollowy diament!
Ależ to jest świetna kapela! Swą drugą, a pierwszą oficjalną, płytą zawojowali świat. Ponieważ nowy placek wciąż się piecze, Earache podsyciło zainteresowanie swą perełką za sprawą specjalnego wydania „Pressure & Time”. Dwa dodatkowe numery, nie ustępujące w niczym pozostałym jedenastu, oraz DVD, a całość opakowana w slipcase. Ot, trochę więcej genialnego blues-rocka Kalifornijczyków w wersjach koncertowych i studyjnych. Rival Sons wciąż są największą nadzieją nowej fali rocka, oby jak najszybciej zmyli do morza tłumy angielskich boysbandów. Szczerość jest kluczem do sukcesu tej grupy. Tak się nie da łoić, nie wkładając w to serca. A jeśli ma się takiego gardłowego jak Jay Buchanan, można... można wszystko. Niecierpliwie czekam na ich nową płytę. Fani Zeppelinów, Purpli i wszystkich innych tuzów z lat 70-tych, kto tego nie zna ten głuchy zjeb! Więcej na www.rivalsons.com
Vlad Nowajczyk [9.5]

QUICKSAND DREAM „Aelin – A Story About Destiny”


Planet Metal
Brzmi jak: epicki metal najwyższej klasy
Pierwsza wersja niniejszej płyty wyszła w 2000 roku na CDR w oszałamiającym nakładzie 30 kopii. Sam album powstawał w latach 1993-1999, po drodze zespół przemienił się w duet. Dlaczego? Bo takie granie nie miało prawa się sprzedać w mrocznych 90s i musiało zostać w zatęchłej piwnicy. Dopiero w 2010 metalowy świat usłyszał o Quicksand Dream za sprawą winylowej i kompaktowej reedycji ich jedynego krążka. Co my tu mamy? Wszystko, na czego dźwięk ślinią się fani epickiego metalu, oczywiście z wyłączeniem zaślepionych maniaków Manowar. Klimatyczna opowieść (koncept album o uczniu czarnoksiężnika, a co!), rozbudowane kompozycje z pulsującym niespokojnie basem, świetne wokalizy... Piękne melodie. Po prostu doskonała, porywająca muzyka. Dla wszystkich fanów Candlemass, Manilla Road, Cirith Ungol i Bathory od „Hammerheart” do „Twilight Of The Gods”. Dla tych metalmaniaków, którzy cenią Rush. Zero zbędnych dźwięków, fenomenalny feeling z końcówki lat 70-tych. Więcej na www.facebook.com/quicksanddream
Vlad Nowajczyk [10]

KUGA „Najcrnje Noći”



Sade Records
Brzmi jak: wczesne Anvil i Exciter zmieszane z Arakainem
Już spieszę z wyjaśnieniami. Dlaczego z Arakainem? Nie ze względu na podobieństwo serbskiego narzecza do czeskiego. Barwa wokalu Bojana Ljiljaka jest po prostu niemal identyczna jak u Jana Toužimskiego. W komplecie ze zbliżoną manierą, skojarzenie było nieuchronne. Warstwa instrumentalna zaś to pre-thrash oparty na najlepszych wzorcach z początku lat 80-tych. Słyszalne są echa Thin Lizzy i cała paleta motywów z wczesnych lat NWOBHM. Kuga nie kopie jednak w ryj, poprzestaje na średnich tempach, brakuje ich muzyce mocy. Wydaje się bezpieczna, bez typowej dla gatunku jazdy po krawędzi. Kolejny zatem punkt styczny z Arakainem, który jednak na możliwość stępienia pazura pracował wiele lat. Jest nad czym się pobiedzić, bowiem swym spóźnionym debiutem Kuga z pewnością nie powiedziała ostatniego słowa. Więcej na www.kugaofficial.com
Vlad Nowajczyk [5.5]

wtorek, 1 maja 2012

CONSPIRACY „Hope Over Board”


EBM Records
Brzmi jak: Gama Bomb pod czarną banderą
Wśród metalowych wykonawców niewielu znajdziemy fanów Długiego Johna Silvera. Do szerszej świadomości przebiło się jedynie Running Wild. Intensywnie promowane niedawno Swashbuckle to podły metalcore udający thrash. Grecki ConsPiracy udowadnia z kolei, że można tworzyć dobry crossover pod piracką banderą. Ich debiut przynosi muzę pełną wesołych melodii i skocznych rytmów, która doskonale nadawałaby się na soundtrack do plądrowania jakiejś speluny z sieciami na ścianach. Osiem udanych numerów w stylu Gama Bomb, czyli szybkie tempa, zróżnicowane wokale, łatwo wpadające w ucho refreny i potężna dawka humoru. Oczywiście trochę pracy jeszcze przed Grekami, ale śmiało można ich uznać za nadzieję nurtu, wszak Municipal Waste zjada swój ogon, nom, nom, nom. Jedyne zgrzyty to intro i outro, w których brytyjscy dżentelmeni mówią z greckim akcentem. To się nie godzi, yarrr! Więcej na www.myspace.com/conspiracygreece
Vlad Nowajczyk [6]