sobota, 28 kwietnia 2012

STRIKE MASTER „Majestic Strike”


Blower Records
Brzmi jak: hybryda Slayer, Dark Angel i Sadus
Meksykański Strike Master szybko dorobił się kultowego statusu na scenie nowego thrashu. Wynikało to głównie z postawy zespołu, bo muzyce ciągle „czegoś” brakowało. Ten etap można oficjalnie uznać za zakończony. „Majestic Strike” zdecydowanie jest już albumem kompletnym. Techniczna perfekcja idzie w parze z tworzeniem świetnych kawałków. Wyobraźcie sobie hybrydę Slayera z ”Seasons”, Dark Angel z „Leave Scars” z DiGiorgio na basie. Bas bowiem wypruwa tu flaki, a cała reszta rozpierdala w drobny mak. Co ważne, wszystkie utwory to potencjalne hity, posłuchajcie co wyprawia bębniarz! No dobra, partie gitar nie są ani odrobinę mniej doskonałe od pozostałych instrumentów, wokal również niszczy. Jedna z najlepszych metalowych płyt 2011 roku i kolejny dowód na to, że nie potrzeba blastów i rzygania, by tworzyć brutalną muzykę. Więcej na www.myspace.com/strikemaster666
Vlad Nowajczyk [9.5]

czwartek, 26 kwietnia 2012

TESTOR „Animal Killstinct”


Killer Metal Records
Brzmi jak: nowoczesny thrash jak się patrzy!
Warszawiacy na dobre powrócili na thrashową ścieżkę. Ich poprzedni, udany album nie okazał się wypadkiem przy pracy. „Animal Killstinct” jest jego kontynuacją w linii prostej. Po prostu: jest lepiej zagrany, lepiej skomponowany, lepiej wyprodukowany. To cholernie równa płyta. Na tyle, że ciężko znaleźć jakiegoś faworyta, podczas gdy „Shot In The Back” zdecydowanie wyróżniał się na „Next Stop Insanity”. Tym razem hiciorami są wszystkie numery! Fenomenalne solówki, śmiem twierdzić że duet Robson – Dżang nie ma sobie równych na polskiej scenie metalowej. Wpływy? Wiadomo, nowy Exodus, wiadomo – Pantera, Lamb Of God itp., ale Testorowi udało się wreszcie stworzyć własny styl. Że późno? Niektórym nigdy się to nie udaje. Więcej na www.testorband.com
Vlad Nowajczyk [8]

PARALYZER „Turn The World Red”


Brzmi jak: kupa, mości panowie (i panie)
Mózg rozjebany. Gdy próbuje się grać na wszystkim, umiejętności nie starcza na choćby jeden z instrumentów. Taki jest problem Paralyzera i Trippa Boyda, który kaleczy gitarę, bas i perkę. Wokale Mike’a Mendyka są obiecujące, ale co z tego! Warstwa instrumentalna to istny koszmar, przez który trudno przebrnąć, gdyż na demie znajduje się aż 9 kawałków! Pomysły wydają się niezłe, wszak Mike to koleś aktywny na scenie, niestety wykonanie przypomina legendarne „Salcesony”. Tak, jest aż tak źle, nie widać też szans na poprawę bez zgromadzenia porządnych grajków. Tripp mógłby ograniczyć się do machania banią... Skorzystam z możliwości niewystawienia oceny, bo to własna produkcja zespołu. Więcej na www.myspace.com/paralyzerthrash
Vlad Nowajczyk 

BATTERY „Nuke”


Deadbangers
Brzmi jak: wczesne Diamond Plate, ale równo zagrane!
Dania się niedawno obudziła, kolejna ambitna formacja to Battery! Pod tą, spotykaną już kiedyś w Polsce, nazwą kryje się trio dzieciaków zafascynowanych Bay Area. „Nuke” wyszło na CD w imponującej liczbie 25 egzemplarzy, więc sugerowałbym poszukiwania w sieci, jeśli interesujecie się nowym thrashem. Młodzi Duńczycy łoją dziki, nieokiełznany thrash, cholernie kojarzący się z debiutanckim demem Diamond Plate. Różnica taka, że wokal (Baloff!!!!) i bębny są o klasę lepsze. Oby tylko i im nie zachciało się „rozwijać”, bowiem początek mają zajebisty. Cholernie intensywne 23 minuty! Więcej na www.myspace.com/batteryzombies
Vlad Nowajczyk [6]

środa, 25 kwietnia 2012

ESSENCE „Lost In Violence”


UltimHate Records
Brzmi jak: nowoczesny, a jednak korzenny thrash
Młodzi Duńczycy zawiesili sobie tym debiutem poprzeczkę bardzo wysoko. Wyobraźcie sobie skrzyżowanie Artillery z nowym Exodusem. Moc nieprzeciętna, poparta rewelacyjnym warsztatem. Doskonała produkcja, zaskakująco dobre kompozycje. Przydałoby się więcej solówek, ale te, które są... niszczą! Duże wrażenie robią partie basu, dla których w kawałkach Essence jest sporo miejsca. Jeśli do czegoś można się przyczepić, a trzeba przecież, to wokal. Przypomina nieco Roba Dukesa, ale momentami jest zbyt gardłowy. Nad tym wypadałoby popracować, bo potencjał spory! Więcej na www.essencemetal.com
Vlad Nowajczyk [8.5]

wtorek, 24 kwietnia 2012

PARANORM „Demo 2010”


Brzmi jak: młodzieżowy thrash
Rówieśnicy Insane zaczęli z nieco wyższego pułapu. Poza bębniarzem wszyscy prezentują na tym demie zadowalający poziom. Niezbyt gęste przerzucanie kartofli musi jednak razić, bo o wiele więcej roboty mają pozostali grajkowie. Ciekawa barwa wokalu. Muzycznie mamy tu typowy dla nowej fali miks Ameryki z Zagłębiem Ruhry. Brak jeszcze jakichkolwiek znamion własnego stylu, ale (podobnie jak Insane) ci młodzieńcy mają trochę czasu na rozwój. Kojarzą się odrobinę z wczesnym Deathrow, ale grają wolniej (ach ta perkusja!). Bardzo fajnie powtykane solówki, słychać że z gitarowych będą ludzie. Więcej na www.myspace.com/paranormband
Vlad Nowajczyk [5]

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

INSANE „Facebreakers”


Brzmi jak: thrash punk
Trzy kawałki to trochę za mało, by dokonać numerkowej oceny. Szwedzkie dzieciaki łoją na swym debiutanckim demie siarczystego punka, który w zamyśle miał być zapewne thrashem. Słychać ogromną radochę z grania, ale umiejętności jeszcze nie te. Zwłaszcza u bębniarza, który tłucze wręcz wprawki. Wszystko na tym materiale jest typowe dla początkujących kapel, także wokal, mocno kojarzący się z Social Distortion. Potencjał niewątpliwie mają, co słychać szczególnie w tytułowym utworze, ozdobionym nienajgorszymi pomysłami na solówki. Do roboty zatem i czekam na jeszcze! Więcej na www.facebook.com/insanesweden
Vlad Nowajczyk

ROAR „Thrash ‘Till Death / Metal For Life”


Brzmi jak: Kreator na „Terrible Certainty”
Poziom oryginalności? Zero. Hiszpański RoaR tylko na okładce próbuje udawać, że gra coś innego niż wariacje na temat jednej z najbardziej udanych płyt Kreatora. Poziom miodności? 6! Robią to naprawdę dobrze. Oldschoolowe brzmienie, duża sprawność instrumentalistów, wściekłe szczekanie a’la młody Petrozza... imitacja doskonała. Tym bardziej, że dosłownych cytatów brak, a wariacje stworzone są z wyczuciem. Każdy fan starych płyt germańskich oprawców powinien łyknąć tą EPkę bez popity. Więcej na www.myspace.com/roaringmetal
Vlad Nowajczyk [6]

niedziela, 22 kwietnia 2012

DEADNIGHT „Messenger Of Death”


Rotting Corpse Records
Brzmi jak: Under The Sign Of Dissection
Wprawdzie Deadnight był w momencie nagrywania tej płyty duetem (ach, te plastikowe bębny), ale hałasu narobili wystarczającego. Energetyczny black/thrash rodem z  „trójki” Bathory w połączeniu z klimatycznymi solówkami a’la Dissection ma całkiem wysoki wskaźnik słuchalności. Warsztat niezgorszy, czadu dużo. Brak typowych dla gatunku szesnastkowych mielizn. Monotonii udało się uniknąć za sprawą piekielnie melodyjnych partii gitar. Programowana perkusja nie grzeszy jednak urozmaiceniem i wpływa na obniżenie oceny końcowej. Gdyby był tu prawdziwy bębniarz, Deadnight niszczyłby obiekty! Więcej na www.deadnight.net
Vlad Nowajczyk [6.5]

UGANGA „Vol.3: Caos Carma Conceito”


Metal Soldiers
Brzmi jak: mniej przebojowy Mordred
Sarcofago znacie? Pewnie, że znacie. Wokalista Ugangi grał na bębnach na ich najkvltowszych płytach, a dziś udziela się w projekcie, który przypomina Mordred odarty z przebojowości. Są bowiem skrecze i sample jako ozdobniki, ale podstawa to solidne, oldschoolowe riffowanie. Mocne i precyzyjne. Zwolnienia zamiast breakdownów. Aktywny bas. Najdziwniejsze jest wplatanie patentów rodem z okolic Boba Marleya w thrashowe riffy. Cholera, to się zajebiście sprawdza i Uganga nawet na chwilę nie traci siły. Zapomnijcie o megachujowym Skindred, ten brazylijski kwintet napierdala ostry thrash, by przystanąć na chwilę i dopalić tlącego się jointa. Więcej na www.myspace.com/uganga
Vlad Nowajczyk [7]

WOLFKAHN „Wolfkahn”


Brzmi jak: prawie jak Behemoth
Króciutki ten krążek, tylko trzy utwory plus dwie instrumentalne miniaturki. Te ostatnie stanowczo zbyt mocno inspirowane są In Flames, by brać je na poważnie. Trzon EPki zaś to podążanie śladami Behemotha. Ciężar Nile z ich najlepszych czasów jako podstawa, oraz mnóstwo ozdobników pożyczonych od takich potęg jak Bolt Thrower, Immolation czy Morbid Angel. Znakomita technika gitarzystów i tylko jeden, za to dość poważny problem. Kapela wywodzi się z deathcore, i choć bardzo starają się ten „core” zgubić, odrobina nudnego tadam, tadam, tadam też się pojawia. Jeśli ogon zgubią, trafią do wora z napisem „identyczne kapele deathmetalowe”. Jeśli nie, pozostaną wśród jednakowych grup grających deathcore. I tak źle, i tak niedobrze. A sama muza znośna, ale bez obsrania. Więcej na www.facebook.com/wolfkahnmetal
Vlad Nowajczyk [5]

sobota, 21 kwietnia 2012

DESTROYED „Facing Reality”


Brzmi jak: piąta woda po kisielu z Heathen i Anthrax
Rety, dawno nie słyszałem tak złej thrashowej płyty. Wzorce prawidłowe, jeśli celem było tworzenie zajebistej, ale nieprzesadnie ciężkiej muzy. Niestety, umiejętności nie te. Fałsze wokalne , fałsze w solówkach... To ponad moje siły, a kawał chłopa ze mnie! Fajne riffy, niezłe aranżacje, ciekawe pomysły, ale kompozycje i ich wykonanie to istny koszmar. No i ten beznamiętny wokal, przypominający zapowiedzi na dworcach kolejowych, nagrywany chyba w lodówce stojącej w korytarzu. Jeden z kawałków nosi tytuł „Don’t Waste Your Time”. No właśnie. Albo do roboty, by osiągnąć właściwy poziom, albo wypierdalać. Więcej na www.destroyed-online.de
Vlad Nowajczyk [2]

TENSIDE „Chain Reaction”


Recent Records
Brzmi jak: groove ze śladowymi ilościami metalkora
Po koszmarze obcowania z nowym albumem Totem postanowiłem się odchamić czymś w podobnym stylu, ale dla odmiany znośnym. Padło na niemiecki Tenside, znany w Polsce z ubiegłorocznego grania z Pro-Pain. Czwarty już album tej formacji, opakowany w wyjątkowo mocny digipak, nie przynosi żadnych niespodzianek. Kto jarał się Soliwork przed dekadą, wie o co chodzi. Komu podchodzą nowsze dokonania Chimairy, tym bardziej. Modern metal, owszem, ale bez zbierania klocków porzucanych po drodze przez coraz to ohydniejsze grzywkowe kapelki. Żadnych większych hiciorów, ale płyta równa i słuchalna. Oczywiście daleko do poziomu takiego „Natural Born Chaos”, ale po tym krążku sołtys modern metalu mógł właściwie zwinąć asfalt. Więcej na www.tenside-music.de
Vlad Nowajczyk [6]

HEMOPTYSIS „Misanthropic Slaughter”


Rock It Up Records
Brzmi jak: Arch Enemy jakie powinno być, a nie jest
Ekipa dowodzona przez Masakiego Murashitę pochodzi z Arizony, gdzie oprócz Vektora nic się ostatnio nowego nie działo. Ich debiut przerywa długą stagnację, ale czy scena się tam obudzi, śmiem wątpić. Zapewne Hemoptysis też czeka przeprowadzka w bardziej żyzne metalowo rejony. Ale, ale  miało być o pełnoczasowym debiucie. Dwa słowa: Arch Enemy. Ten sam sposób komponowania, czyli oparcie na AtTheGatesowym melodeathie z dodatkiem thrashu, heavy i blacku. Ten sam piekielnie wysoki poziom, jaki Szwedzi kilka lat temu porzucili na rzecz grania nudnego gówna. Mamy tu więc płytę dla fanów Arch Enemy, którzy nie boją się stwierdzić, że ich bohaterowie się skończyli. Niech żyje Hemoptysis, które zajebiście podchwyciło temat i nie boi się nieuniknionych porównań. Oby tylko nie spotkał ich los kilkudziesięciu kapelek, które grały „jak stare Iced Earth” gdy tamci radykalnie obniżyli loty. Żadna się nie przebiła, bo nieoczekiwanie słabe granie okazało się popularne. Nic to, próbować warto! Więcej na www.facebook.com/hemoptysis
Vlad Nowajczyk [7.5]

piątek, 20 kwietnia 2012

VX „Contraataque”


Brzmi jak: wczesny thrash już we właściwych tempach
Choć niejaki Thanaroth, nowy bębniarz VX, wirtuozem żadnym nie jest, potrafi łoić w tempach nieosiągalnych dla poprzednika. Sprawiło to, że Hiszpanie mogli się wreszcie rozpędzić. Drugi ich materiał przypomina w efekcie wczesne nagrania Destruction, choć od wpływów „Bonded By Blood” tak łatwo się nie uwolnią. Gdy garowy robi swoje, także wioślarze rozbujali się nieco i „Contraataque” przynosi kilka udanych solówek. Fajny slayerowski riff na sam początek, kilka interesujących smaczków... VX udowodnili, że mają potencjał. Pora na pełnoczasowy debiut, wszak mądrzy uczą się na błędach. Więcej na www.myspace.com/rudethrash
Vlad Nowajczyk [6]

VX „Holocaust Musical”


Brzmi jak: wczesny thrash w średnich tempach
Debiut Exodusa o ¼ wolniej i z tekstami po hiszpańsku? Takie skojarzenie pojawia się przy pierwszym numerze z debiutanckiej EPki VX. Kwintet z Walencji łoi bardzo sprawnie, słychać u nich też Kreatora, Sodom, Whiplash i Living Death, ale utwory wyraźnie spowalniane są ze względu na możliwości perkusisty. Aranżacje bardzo pomysłowe, duża rola basu, co należy docenić. No dobra, przyznaję. Obok odtwarzacza leży drugi, lepszy krążek hiszpańskich thrashers i mam dużą ochotę go włączyć. Pierwsze koty za płoty, studyjny test pokazał, jaki element należało wymienić. Więcej na www.myspace.com/vxrudethrash
Vlad Nowajczyk [5.5]

BLACK OATH „The Third Aeon”


I Hate Records
Brzmi jak: pyszny klasyczny doom z apokaliptycznym klawiszem
Druga z rzędu bardzo dobra płyta, pora więc na niucha tabaki. Black Oath to włoskie trio, ukrywające się pod inicjałami, zaś na zdjęciach prezentujące się jako zmumifikowane zwłoki. Na szczęście nie męczą drone-doomem, lecz cywilizowaną, klasyczną odmianą smęcenia. Doskonałe, analogowe brzmienie sprawia, iż słuchanie tego krótkiego albumu to miód na me sterane uszy. Candlemass, Black Sabbath, apokaliptyczne organy – oto przyprawy, jakimi miód ów wzbogacono. Pojawia się też zaskakujący motyw rodem z trzeciej płyty Annihilatora, ale znalezienie go pozostawiam waszym receptorom. Jeśli tak grają włoskie mumie, wypadałoby kilka sprowadzić do Polski. Może wtedy Evangelist przestałby mieć kłopoty ze składem. Klasycznie mocne. Więcej na www.myspace.com/blackoath666
Vlad Nowajczyk [8]

TAIPAN „Flamethrower”


Brzmi jak: cholera, jak Taipan?
Australijskie zwierzęta, jak wiadomo, odmienne są od tych spotykanych w innych częściach świata. Podobnie jest z jadowitym wężem Taipanem, który kąsać zaczął w 1979 roku, i choć od 1987 zrobił sobie dość długą przerwę, wrócił z ostrymi zębami i morderczą trucizną. „Flamethrower”, ich drugi pełny album, przynosi trzy kwadranse cholernie zróżnicowanej muzy, którą jednakowoż można podpiąć pod heavy metal, chwilami nowoczesny power (growle jako ozdobniki niczym w Nevermore). Trio odrobiło lekcje, bowiem ich twórczość nie trąci myszką, choć część numerów ma około 30 lat. Zatem z lat 70-tych mamy tu wpływy Thin Lizzy, AC/DC i co nieco Floydów. Z 80-tych – całą masę od Maidenów przez Accept, stare Rage, Anvil, Grave Digger po odrobinę doomu. Z 90-tych – czarną Metallikę. Zajebisty luz, radość z grania, udane kompozycje, świetny wokal. Solówki, jak to w 70s bywało, wyłażące bezpośrednio z tematu. Już sobie zęby ostrzę na ich jeszcze nowszy krążek, czekający grzecznie w kolejce do recenzji. Więcej na www.myspace.com/taipanmetal
Vlad Nowajczyk [8]

czwartek, 19 kwietnia 2012

REZISTOR „Beware The Silent”

Brzmi jak: Annihilator bez solówek, ale z Maxem C. na wokalu
Bułgarski kwartet ma mocne wejście. Cięty, watersowski riff z solidnym dojebaniem sekcji. Wokal znośny, choć zbyt jednostajny. Ot, coś pomiędzy Maxem Cavalerą a Flynnem. W ośmiu numerach dzieje się sporo, muza jest naprawdę dopracowana. Niestety, w tej beczce miodu pojawia się łyżka dziegciu. Solówki! Gdzie są, kurwa, solówki? Ni ma! Każdy z tych kawałków woła o doprawienie go porządną gitarową popisówą, a tu lypa! I za tą lypę tylko 5, choć potencjał jest ogromny i słuchalność nie mniejsza. Więcej na www.rezistor.go.ro
Vlad Nowajczyk [5]

TOTEM „Let’s Play”

Mystic Production
Brzmi jak: muzyczny odpowiednik wędlin z Constaru
Sześć lat dzieli udany debiut Totem od „dwójki”. Muzycy rozpełzli się po innych kapelach, a gdy wreszcie się zeszli, wypuścili niniejszego kloca. Czego tutaj nie ma: jest melodeath, jest nu, klimaty Lamb Of God-opodobne, Soulfly i inne odpady Cavalerów, odrobina thrashu... Doskonale słychać, jak sprawni grajkowie tu łoją. Wera wzbogaciła swój warsztat o czysty śpiew. Do umiejętności nie sposób się przyczepić, ale efekt końcowy przypomina źle ułożone puzzle. Ktoś zapomniał zamieszać w kociołku. Najwięcej, niestety, słychać metalcore sprzed 4-5 lat. Mięsko mocno nieświeże wypłukano w Domestosie i podano jako nowe danie. To se ne da... Nie lepiej było iść ścieżką debiutu? Najlepiej zespół wypada w spokojnych fragmentach, kojarzących się zupełnie niemetalowo, pozbawionych też stygmatu niedawnych trendów. Spory niesmak. Więcej na www.totem.metal.pl
Vlad Nowajczyk [3]

środa, 18 kwietnia 2012

SLAVERY „Lost Reality”

Brzmi jak: młodsza i bardziej thrashowa inkarnacja Secrecy
No tak, nie pierwszy już raz odnoszę się do nazwy, która kultem jest dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Nie wstydzę się jednak, że za sprawą wspomnianego Secrecy zainteresowałem się... Rush. Tak. Niemcy czerpali bardzo wiele z twórczości kanadyjskich bogów, nie wypadało pozostawać ignorantem.  Slavery to po prostu młodszy brat Secrecy i na tym możnaby recenzję zakończyć... No dobra, nie zrobię tego. Thrashowe riffy, progresywne pasaże, piękne melodie, kompozycje rozbudowane i przemyślane, dużo zwolnień i wirtuozerskich solówek. Przezajebisty wokal. Tate jest mistrzem dla Philippa Bohnackera, ale ten młodzieniec ma przeogromny potencjał i być może prześcignie wzór. Wystarczy posłuchać blackowo/deathowych wstawek w „Prajna”. Kolejne skojarzenie: Depressive Age. I jest więcej niż dobrze. Więcej niż bardzo dobrze. EPkę charakteryzuje fantastyczny klimat, w który doskonale wprowadza chora okładka. Wypatrzył ich niedawno sam Karl-Uwe Walterbach, wracający po latach do muzycznego biznesu. Usłyszycie więc o nich. I dobrze. Więcej na www.slavery-metal.de
Vlad Nowajczyk [9]

CASSLE „Cassle”

Shadow Kingdom Records
Brzmi jak: The Rocky Horror Picture Show
Ich singiel wyszedł w nakładzie 500 sztuk, EPka – zaledwie 100. Amerykanie z Cassle nie byli więc w pierwszej połowie lat 80-tych znaną marką. Wpakowawszy cały nagraniowy dorobek na niniejszą kompilację, postanowili się reaktywować. Coś może z tego wyjść, bowiem ich muza jest nietuzinkowa i ma to „coś”, co nakazuje słuchać jej uważnie. Na początek wpływy metalowe. Oczywiście (jest 1983) Iron Maiden. Ale, ale. Przefiltrowane przez wpływy Meat Loafa i Boston. Szok? To dopiero początek. Im dalej w las, tym więcej nie piosenek, a songów. I coraz bliżej do skojarzenia, które początkowo wydawało mi się chore. Cassle znakomicie zabrzmiałoby jako soundtrack do nieistniejącej kontynuacji musicalu The Rocky Horror Picture Show. Oczywiście są odrobinę ciężsi, wszak latek parę minęło, ale klimat jest zdecydowanie ten! Ot, taki „Power Drive”. Dobre, cholernie dobre. I wiecie co? Wśród tych sześciuset wybrańców musiał być twórca potęgi brzmienia Savatage, Paul O’Neill. Musiał, bo kilka cytatów z Cassle zaliczyli. Więcej na www.casslemusic.com
Vlad Nowajczyk [8]

wtorek, 17 kwietnia 2012

TEROR „Ordered To Destroy”

Brzmi jak: niemiecki thrash z czystym, punkowym wokalem
Trzech cypryjskich 17-latków założyło w 2009 thrashową kapelę, a już rok później mieli na koncie niniejszą, profesjonalnie wydaną EPkę. Muzycznie jest to typowe granie pod Destruction, Kreatora czy Sodom powiedzmy ok. 1987/89. Sprawnie, ale bez przesady, bowiem dominują średnie tempa, brak opętańczych przyspieszeń. Zaskakuje wokal. Brzmi niczym nierozgrzany śpiewak Hallows Eve, zdecydowanie dodając Teror punkowego klimatu. Chwilami próbuje już jechać pod Schmiera, lecz jest to gardło do oszlifowania. Podobnie jak cała kapela, która na swej macierzystej wyspie nie ma konkurencji w swym klimacie, musi więc pilnie podpatrywać przyjezdnych. Oby poprawili produkcję. W tym miksie jest miejsce na jeszcze pięć gitar i pół orkiestry, co za łeb to nagrywał... Więcej na www.myspace.com/terorband
Vlad Nowajczyk [5]

MALISON ROGUE „Malison Rogue”

Inner Wound Recordings
Brzmi jak: zbyt lekka wariacja nt. wczesnego Queensryche
Ten szwedzki kwartet bardzo chciałby być Queensryche, najlepiej z epoki „Operation: Mindcrime”, ale zdecydowanie nie w tym składzie. Bębniarz Malison Rogue jest przeraźliwie cienki! Wydaje się, iż włożono mu do rąk pałeczki i nakazano miarowo uderzać w bębny umieszczone po bokach. Skojarzenia z małpką na baterie jak najbardziej prawidłowe. Ugh! Szkoda wielka, bowiem potencjał swych rodaków dostrzegł Mats Leven, postanawiając wyprodukować ich album i poudzielać się w chórkach. Muza faktycznie ciąży ku progresywnemu heavy sprzed ćwierćwiecza. Wokaliście daleko do Tate’a, ale przyjemnie się go słucha. Bardzo dobrze pracują gitary. Kawałki są nieźle zbudowane, chwilami (gdy robi się ciężej) przypomina się „dwójka” Sanctuary. Niestety, zbyt wiele tu wylajtowanych mielizn, gdy gitara sobie tylko brzdąka, a ta koszmarna małpka robi bum, bum, bum, bum... Zwłaszcza beznadziejna ballada „My Mistakes”, brrr! Mimo wszystko na plus. Więcej na www.myspace.com/malisonrogue
Vlad Nowajczyk [5.5]

DAWN PATROL „Before The Dawn”

Brzmi jak: heavymetalowa nadzieja Słowenii
Dawn Patrol to dobrzy kumple Negligence, i to w ich muzie słychać. Heavy metal z mnóstwem patentów prosto z technicznego thrashu i Death (ach, ten bas!). Za sprawą fenomenalnego głosu wokalisty Alesa oraz mrocznych, ciężkich riffów kojarzą się mocno z solowymi dokonaniami Bruce Dickinsona. Świetne, melodyjne  solówki, bardzo dojrzałe kompozycje. 24 minuty świetnego, lekko progresywnego heavy metalu. Oby ta czteroletnia już EPka doczekała się pełnoczasowej następczyni, taki talent nie powinien się zmarnować! Więcej na www.myspace.com/dawnpatrolmetal
Vlad Nowajczyk [7]

THE EXALTED PILEDRIVER „Night Of The Unpolished Turd”

Sick Fuck Records
Brzmi jak: oficjalny bootleg metalowej legendy
Kto jeszcze pamięta legendarny debiut Piledriver, tego studyjnego tworu niesławnej Cobra Records? Na wiele lat zaginął o nich słuch, aż w 2004 wokalista wrócił z pełnym nazwiskiem (Gord Kirchin) i nową nazwą. Niniejsza koncertówka jest już drugą po reaktywacji i pokazuje grubego Gorda w jego żywiole. Muzyka wiele się nie zmieniła, wciąż jest to thrash’n’roll, power/thrash, jak zwał tak zwał, muzyka połowy lat 80-tych. Obecny skład zespołu wyraźnie bawi się grą, muza wykonywana jest z ogniem  i stanowi doskonały akompaniament pod śpiewy i wrzaski lidera. Brak tylko strony wizualnej, a stanowi ona wszak dużą atrakcję... Nie tylko dla fanów, takie numery jak „Alien Rape” czy „Sex With Satan” warto usłyszeć nawet, jeśli na pytanie otwierające odpowiedź brzmiała „nie ja”. Nowe hiciory też są, ot taki „Unsuck My Cock”! Legenda, która oby jeszcze pożyła! Więcej na www.myspace.com/exaltedpiledriver
Vlad Nowajczyk [7]

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

THE FORCE „Nations Under Attack”

Kill Again Records
Brzmi jak: thrash metal w 1985 roku
Paragwajska Moc uaktywniła się już na debiucie, ale najnowszy krążek przynosi muzę nadal ostrą i bezkompromisową, a dalece bardziej dopracowaną. Kwartet całymi garściami czerpie z dorobku scen niemieckiej i amerykańskiej, ale szczególną atencją darzy Exodusa i Destruction. Efektem jest więc album, który z czystym sumieniem postawić można na półce obok „Fabulous Disaster” czy „Eternal Devastation”. Cięte riffy, wirtuozerskie solówki, sporo klimatycznych wstawek, a zamykający 33 i pół minuty paragwajskiej nawałnicy epicki instrumental „Stampede Of A Thousand Stallions” to prawdziwe arcydzieło. Przydałaby się tej ekipie wyprawa do Europy, bo śmiało mogą stawać w szranki z największymi nadziejami nowej fali. Więcej na www.facebook.com/theforceparaguay
Vlad Nowajczyk [8.5]

niedziela, 15 kwietnia 2012

MARCHAFUNEBRE „Hymns Of The Final Holocaust”

Morbid Legion Records
Brzmi jak: kontynuacja debiutu Candlemass
Fernando Opazo, człek odpowiedzialny za całość niniejszego projektu, uwielbia paradować w koszulce „Epicus Doomicus Metalicus”. Słusznie zatem należy domniemywać, iż jego muzyka przypominać będzie dzieło Candlemass. Nie jest to jednak nędzna kopia wybitnego dzieła sprzed ćwierćwiecza, a doskonale wyważona kontynuacja! Jak na one-man band, Marchafunebre brzmi bardzo dobrze. Wokale również są niemalże idealne, ale tu wypadałoby jeszcze poćwiczyć. Płyta wciąga i uzależnia, z każdym przesłuchaniem odkrywając swe nowe smaczki. Procession mają w rodzinnym kraju poważną konkurencję! Więcej na www.myspace.com/marchafunebredoom
Vlad Nowajczyk [8]

piątek, 13 kwietnia 2012

SEAMOUNT „Live II Truth”

Church Within Records
Brzmi jak: Led Zeppelin spotyka Down i Trouble
Biję się w piersi. Ta płyta przeleżała w zakurzonym pudle kawałek czasu, tym większym zaskoczeniem była jej zawartość. Po pierwsze: na wokalu Phil Swanson. Brodacz ów, z Connecticut rodem, słynie z tego, iż ubogaca swym śpiewem nawet przeciętne nagrania, wynosząc je do poziomu przyzwoitego. W przypadku Seamount poziom robi się kosmiczny, bowiem po drugie: muzyka jest genialna. Doom rock o ogromnym ładunku pozytywnej energii. Zero dołowania, rock’n’rollowy drajw przetykany delikatnie melancholią. I tak przez 75 minut. Odrobinę za długo, dlatego nie daję pełnej dychy. Na początek polecam „That Witch”, a dalej już sobie poradzicie. O kilka klas lepsze od Hour Of 13! Fani Led Zeppelin, załóżcie pampersy! Więcej na www.myspace.com/seamountdoom
Vlad Nowajczyk [9.5]

czwartek, 12 kwietnia 2012

THE INSURGENCE „The Insurgence”

Razorblade Music
Brzmi jak: crossover kurwa mać!
The Insurgence pochodzą z Seattle, ale na szczęście nie są flanelowymi smutasami, tylko zwolennikami mieszania punka, hardcore i thrash metalu. Punkowa podstawa to istotne wpływy Rancid. I dobrze, bo zacny to band. Patenty h/c, których jest tu stosunkowo najmniej, kojarzą mi się z Minor Threat. Thrash metalu zaś mamy tu sporo: solówki a’la młodzi Mustaine i Holt. Na koniec riffy wywodzące się bezpośrednio z Motorhead i mieszanka wychodzi szybka, sprawna i strawna. Do tego przyprawiona kilkoma różnymi od siebie wokalami, które też mieszają, oj mieszają. „Punk to metal grany źle” mawia Steve Harris. The Insurgence nie pasują do tego schematu. Więcej na www.theinsurgence.com
Vlad Nowajczyk [7]

środa, 11 kwietnia 2012

POISONBLACK „Drive”

Hype Records
Brzmi jak: późne Sentenced ReLoaded
Kolejne albumy ex-wokalisty Sentenced nie przynoszą żadnych nowości. Wciąż kroczy, wraz ze swymi przybocznymi, solidnie ubitą ścieżką łączenia smutków przy wódce ze skocznością rockowych płyt Metalliki. Kolejny raz sprawdza się to doskonale. Fenomenalne, rzewne melodie powodują zapewne zamglenie ocząt u odzianych w czarne firany panien. Wiadomo, ten target potrzebuje wzruszeń! Tym razem więcej mamy rock’n’rolla, mniej patosu, nawet jest przy czym pomachać banią. Rzemiosło, ale solidne i niewymuszone. Do tego krążek jest na tyle krótki, że stanowczo domaga się ponownego włączenia. Więcej na www.poisonblack.com
Vlad Nowajczyk [7.5]

EVIL WHIPLASH „Rituals Of Punishment”

Iron Shield Records
Brzmi jak: wczesny speed/thrash z lekkimi wpływami Death
Nazwa tej kolumbijskiej grupy jest zapewne konsekwencją mało zaawansowanej znajomości języka angielskiego. Szczęśliwie dla nich, instrumenty dzierżą ze sporą wprawą, łojąc muzę znacznie bardziej poukładaną niż większość kapel z ich okolic. Siedem szybkich numerów. Wszystkie oparte na patentach wczesnych Destruction i Metalliki. Niewielkie dodatki (kilka riffów) pożyczone od Death. Zapatrzenie w Niemców na tyle duże, że śpiewający gitarzysta Sebastian Castano brzmi nie tylko jak Schmier. Podrabia też nieodżałowaną Wendy O’Williams, której „The Damned” Destruction kowerowali na „Mad Butcher”. Słucha się tej krótkiej płyty bardzo przyjemnie, bowiem wykonanie świetne, a specyficzna kolumbijska angielszczyzna pozwala odkrywać warstwę liryczną w osobliwy sposób. Więcej na www.wix.com/evilwhiplash/666
Vlad Nowajczyk [7]

niedziela, 8 kwietnia 2012

TAURUS „Fissura”

Metal Soldiers Records
Brzmi jak: plażowo-leżakowy metal
Podobno Taurus to brazylijska legenda metalu, istnieją bowiem od 1981 roku. Faktem niezaprzeczalnym jest, że po 1990 roku panowie pogrywali popik i dżezik, a do metalu wrócili w 2006. Pytanie: po co? „Fissura” wyraźnie pokazuje, że ich nowym kawałkom brak metalowego ducha. Co z tego, że tu i ówdzie pojawiają się riffy Destruction czy Sepultury z okolic „Roots”, jeśli muza ta brzmi, jakby nagrywana była na odwałkę, na plażowym leżaku! Nudne, miałkie, pozbawione charakteru. Granie, aby grać. Oczywiście, słychać niezły warsztat. Niestety, kompozycje są żenująco kiepskie. Jako bonus dodano tu pięć starych numerów w wersjach live i są to jedyne słuchalne fragmenty tej siedemdziesięciopięciuminutowej kobyły. Nie pytajcie, ile razy ją włączałem. Łatwiej byłoby skręcić jointa z tektury niż odnieść się pozytywnie do tfurczości Taurusa (były takie samochody kiedyś). Na leżak i do piachu! Więcej na www.taurusofficial.com
Vlad Nowajczyk [2]

sobota, 7 kwietnia 2012

GIFTDWARF „GiftDwarf”

SAOL
Brzmi jak: metalrockowy kabaret
Jeśli kogokolwiek zniesmaczyło powyższe stwierdzenie, tudzież skojarzył(a) Giftdwarfa z polskimi, nieśmiesznymi kapelami kabaretopodobnymi, wyprowadzam z błędu niniejszym. Mamy tu do czynienia z projektem założonym przez znanego za Odrą komika, Gerda Knebela. Ów łysy jegomość od wielu lat łączy kabaret i ostrą muzę, nie dziwi więc fakt posiadania przez niego mocnego, rockowego głosu. Głosu, który w każdym kawałku brzmi nieco inaczej – zależnie od tematyki utworu. Teksty, wszak to kabaret, mają duże znaczenie, bez nich nie byłoby tej płyty. Na szczęście tylko jeden utwór śpiewany jest po niemiecku. „My Mother Looks Like Lemmy”, „Ipott”, „Fritz” czy „Pavarotti’s Thoughts” to tylko niektóre z tytułów przezabawnych piosenek. I teraz bomba: za muzykę w dużej mierze odpowiada były gitarzysta Grave Digger i Rebellion, Uwe Lullis! Nie ma lipy, sporo siętu dzieje i uwolnienie się od złośliwego karła do łatwych nie należy. Bardzo udane przedsięwzięcie! Więcej na www.giftdwarf.com
Vlad Nowajczyk [7.5]

HOLY RAGE „Holy Rage”

Z Rock Records
Brzmi jak: geriatryczny wokalnie heavy metal
Typowy przykład płyty, której kolejne przesłuchania niczego nie wnoszą. Ot, przeciętny do bólu heavy metal, wzorowany na Judas Priest i Iron Maiden. Jest to jednak nowy album byłego wokalisty tych pierwszych, Ala Atkinsa i jego zespołu. Weteran ów okazuje się najsłabszym punktem grupy. Jego możliwości są (wszak nigdy nie powalał...) bardzo przeciętne, żadnych górek, nawet skrzek a’la Udo wypada blado. Na tym tle nieźle prezentują się instrumentaliści. Fajne solówki, dużo popisowych patentów perkusyjnych. Niestety, tylko jeden numer można uznać za naprawdę udany: przedostatni „Anguish”, oczywiście judasowski jak jasna cholera. Cóż, w tym gatunku dużo się dzieje i dobrze się dzieje, więc próba oparcia się wyłącznie o zaszłości sprzed niemal czterech dekad  skazana jest na porażkę. Więcej na www.myspace.com/alatkinsholyrage
Vlad Nowajczyk [4]

piątek, 6 kwietnia 2012

XANADOO / WOLVES OF TCHERNOBYL „We Sold Our Souls To Thrash Your Bones”

Nuclear Thrash
Znów thrashers z Xanadoo, tym razem na splicie z projektem ich ... wydawcy oraz wokalisty. Wszystko więc zostaje w rodzinie, choć singapurska kapela wypada zdecydowanie lepiej. Na płytę wrzucili materiał z „This Demo Is Shit” oraz cover Bad Brains „Banned in SG”. Szybki, zwarty thrash, oczywiście dużo starego Death Angel i Kreatora, ale „Onwards To Death” zdradza wpływy Metalliki z „Mastera”. Kolejna udana pozycja w dyskografii Xanadoo. Niestety, Wolves Of Tchernobyl to porażka totalna. Nawet nie chodzi o riffy, bo nie są aż tak złe. Źle zaprogramowane brzmienie automatycznej perkusji kładzie ten francusko-singapurski ansambl na łopatki. Znalezienie bębniarza powinno tu być priorytetem, zdecydowanie przedwczesne wydawnictwo. Split jako całość nie zachwyca, ale warto go upolować dla pierwszych czterech numerów. Więcej na www.myspace.com/xanadoosg
Vlad Nowajczyk [7/3]

ZERO DOWN „Good Times At The Gates Of Hell”

Brzmi jak: heavy metal punk
Punkowcy nie przepadają za heavy metalem z różnych powodów. Śmiesznym wydaje się pojazd na daleko ambitniejsze dźwięki ze strony wyznawców zasady „dwa akordy, darcie mordy”, ale cóż... Ideologicznego podejścia nie przeskoczysz. Pochodząca z Seattle grupa Zero Down postanowiła dorzucić co nieco do zasypania dzielącej te dwa gatunki przepaści.  Zajebista okładka, wiadomo: Repka. Lekka konsternacja po otwarciu digipaka: w składzie dwa sobowtóry Muńka Staszczyka. Jako że nie przepadam za typem, Zero Down nie złapali plusów. Tymczasem po włączeniu płyty kopara mi opadła, a bania zaczęła latać. Wyobraźcie sobie przebojowe połączenie kalifornijskiego punk rocka ze stadionowym rockiem a’la Aerosmith. A teraz przyprawy: cała gama wpływów NWOBHM: Iron Maiden, Tank, Angel Witch, Saxon, Jaguar... Świetne kompozycje, ciężaru nie za dużo ale i nie za mało, mnóstwo aranżacyjnych smaczków. Ten album właściwie nie posiada słabych punktów. Duże brawa! Więcej na www.zerodownrocks.com
Vlad Nowajczyk [8]

środa, 4 kwietnia 2012

XANADOO „Black. Death. Grind. Shit!”

Nuclear Thrash
Brzmi jak: stary dobry thrash
Żywiołowa, piekielnie szybka muzyka, jajcarska oprawa tekstowo-graficzna. Oto główne założenia stylu singapurskiej ekipy Xanadoo. Śledzę rozwój ich kariery od sześciu lat, czyli od debiutanckiego dema. Nadszedł wreszcie czas na pełny krążek i skośnookie trio egzamin ów zdało na bardzo dobry. Wczesna Metallica, debiut Death Angel, trochę S.O.D., do tego wokal a’la Mille Petrozza. Nie można nie wspomnieć o świetnej technice, za sprawą której kawałki z demówek grane są obecnie o 1/3 szybciej! Xanadoo robi postępy, co roku grają trasy po Europie, warto bacznie się im przyglądać. Nie tylko dlatego, że wreszcie zapuścili kudły i nie lubią sieki. Więcej na www.myspace.com/xanadoosg
Vlad Nowajczyk [7]

VERSUS HEAVEN „Behind The Perfect Mask”

Casket Music
Brzmi jak: wczesne Iced Earth wzbogacone epickością Savatage
Potęga i moc! Do tego całkowita indolencja promocyjna, gdyż ten świetny zespół pozostaje kompletnie nieznanym. Debiut piątki Greków to idealne połączenie klimatu wczesnych płyt Iced Earth (ach, te thrashowe riffy!) i epickiej atmosfery Savatage za najlepszych czasów. Wokalista Kostas Miliaras znakomicie radzi sobie zarówno ze średnim pasmem (a’la młody Barlow) jak i górkami (tu kłania się z kolei... Queensryche). Jest ciężar, jest progresja, dobra produkcja, mnóstwo smaczków i fantastycznie pokręconych solówek. W „Angel Dust” zaskakują skrzypce, obsługiwane przez... perkusistę. Co ważne, płyta zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Czego brakuje? Jak już wspomniałem – promocji, bo ten zespół zasługuje na więcej! Zajrzyjcie na www.myspace.com/versusheaven
Vlad Nowajczyk [8.5]

ELIMINATOR „We Rule The Night”

The Forge
Brzmi jak: wczesne Maiden popite Angel Witch
Ależ energia bije z tej muzy, i to pomimo płaskiej produkcji! Eliminator przenosi nas w czasy, gdy świat był młody, niżej podpisany sikał w tetrowe pieluchy a w Wielkiej Brytanii wykuwano metal na wielką skalę. Piątka młodych Angoli dokopała się do korzeni i wystrugała swe kawałki doprawdy zajebiście! Kłania się wczesne Iron Maiden i debiut Angel Witch, zatem wzorce jak najlepsze. Wykonanie oczywiście jeszcze dalekie od ideału. Sporo wokalnych niedoróbek w średnim paśmie, bo górki Takumy Maraty już całkiem znośne! Bębny trochę kwadratowe... ale co z tego, kiedy „We Rule The Night” słucha się fantastycznie za sprawą bombowych riffów i solówek? Oby szybko wystrugali pełny album. Więcej na www.facebook.com/eliminatorheavymetal
Vlad Nowajczyk [7]

wtorek, 3 kwietnia 2012

GAMMA RAY „Skeletons & Majesties”

earMusic
Brzmi jak: singiel z doprawdy gównianymi bonusami
Jako fan drugiej ekipy Hansena od niemal dwóch dekad, czuję się zażenowany zawartością niniejszej EPki. Jeśli to żart, najwyraźniej taki w stylu srania na siebie. Nie kupuję tego, nazwijcie mnie ponurakiem. Po kolei. Mamy tu „Skeletons”, czyli przearanżowane numery z epoki Scheepersa. Wypadły świetnie, lepiej niż w oryginale. Kai to najlepszy wokalista Gammy i Helloween, bez dwóch zdań. Dobrze wiecie, że nie o technikę tu chodzi. „Majesties” i klimat się psuje. Rzekomo akustyczne wersje sporych hiciorów to zwykłe gnioty. Mnóstwo klawiszy, fuj! Ciekawe, do czego były podpięte, bo nawet rowerowe dynamo dyskwalifikuje te numery jako „unplugged”. Kiepskie aranżacje, denne wokale, robota na siłę. Nadchodzą bonusy, nad którymi spuśćmy zasłonę... nie, nie gówna. Milczenia. Niech zamiast słów przemówi ocena końcowa. Pamiętajcie przy tym, że jestem ich fanem. Więcej na www.gammaray.org
Vlad Nowajczyk [2]

ANCIENT OBLITERATION „A Menacing Reality”

Brzmi jak: chory, pokręcony death/thrash/black/crossover
Przedziwna kapela, chyba każdy usłyszy w niej echo własnych doświadczeń muzycznych. Kanadyjczycy zdecydowanie nasłuchali się różnistych gatunków i postanowili ulepić coś swojego. Zaczęli w miejscu, gdzie awangardowe eksperymenty zakończył Celtic Frost. Dołożyli jaskiniowe okrzyki a’la młody Pete Steele. Zakręcili niczym Atheist. Wstawili wolne motywy kojarzące się z doom/death metalem. Teatralne melodeklamacje poprzekładali blackowym skrzekiem. Urzekają upodobaniem do starych horrorów. Momentami przypominają wybitnych eksperymentatorów z czeskiego Master’s Hammer, ale to jeszcze nie ten poziom. Zwłaszcza piszczące sola irytują. Warto im się jednak przyglądać w przyszłości. Więcej na www.ancientobliteration.ca
Vlad Nowajczyk [5]

NUCLEAR AGGRESSOR „Violent Thrashing Rage”

Brzmi jak: bękarty wczesnego Kreatora i Minotaura
Wprawdzie powyższy równoważnik zdania sugeruje związek gejowski, muzyka zawarta na debiutanckim demie Włochów nie ma nic wspólnego z pitu-pitu. To zajebista jazda po patentach ogranych wprawdzie, ale zlepionych w ciekawy sposób. O ileż lepszy jest ten skromny CDR od niedawno recenzowanego Shrapnela! Tyle (15 minut) powinny trwać black/thrashowe płyty, aby chciało się je włączać ponownie. Jest ogień i z pewnością coś z tego tria wyrośnie. Przydałby się solówkarz... Więcej na www.myspace.com/wwwnuclearaggressorcom
Vlad Nowajczyk [6]

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

TERRORDOME „We’ll Show You Mosh, Bitch!”

Defense Merch
Brzmi jak: polska odpowiedź na Nadimac
Krakowskie Terrordome, poprzez personalne konotacje kojarzone z Fortress, doczekało się długograja. Nie do końca „długo-”, bowiem 13 numerów trwa niecałe 29 minut, ale jest to czas spędzony cholernie intensywnie. Uwypuklone w miksie gary brzmią dziwacznie, ale zaskakująco dobrze. Doskonale słychać bas, który ma spore pole do popisu. Gitary jadą Nuclear Assault (niezła przeróbka „Hang The Pope”, czyżby bliskość Wadowic miała tu wpływ jakiś?) i Slayerem. Wokal główny i chórki to z kolei wszystkie crossovery świata + Napalm Death. Krótkie, szybkie i konkretne numery. Granie brutalne, ale nie mające nic wspólnego z tzw. sieką. Co tu kryć, nowa polska scena thrashowa zaczyna powoli kosić lokalną konkurencję równo z trawą. Terrordome rozpierdala, będąc krajowym odpowiednikiem serbskiego Nadimaca, z którym koniecznie powinni się spotkać na scenie. Więcej na www.terrordome.net.pl
Vlad Nowajczyk [7.5]

BATTLE BEAST „Steel”

Hype Records
Brzmi jak: metal dla początkujących
Z czym kojarzy się, oprócz wódki, Finlandia? Nie wiem jak wam, mi z metalem. Tamtejsze społeczeństwo jest dogłębnie zmetalizowane, co wynika z prostej kalkulacji. Praca u podstaw daje efekty. Finowie mają sporo kapel wyspecjalizowanych w urabianiu dzieci i wczesnej młodzieży na dobrą muzę. Jedną z nich jest Battle Beast, zwycięzcy Wacken Metal Battle w 2010 roku. Przyznam, że początkowo ich muza mnie odrzuciła. Zbyt lekka jak na moje metalowe od dekad serce. Za dużo klawiszowego lukru i bajkowych chórków. Wystarczyło jednak wsłuchać się odrobinę, by zauważyć piekielnie wysoki poziom tej młodziutkiej kapeli. Zero niedoróbek! Ich poskładana z dziesiątek doskonale znanych elementów muza wykonywana jest perfekcyjnie, głowa sama chodzi. Dodajcie do tego proste teksty o potędze stali, wierze w metal i nawet dzieci fanów disco-polo (o ile coś takiego istnieje w Kraju Tysiąca Jezior) złapią bakcyla. A fani Stratovariusa i innych kapel z ich półeczki łykną bez popity i będą złorzeczyć mym zastrzeżeniom. Świetne. Podawać dzieciom w dużych ilościach. Na prawdziwy czad jeszcze przyjdzie czas... Więcej na www.battlebeast.fi
Vlad Nowajczyk [9]

niedziela, 1 kwietnia 2012

COLOSSUS „...And The Rift Of The Pandimensional Undergods”

Killer Metal Records
Brzmi jak: odświeżone NWOBHM
Na debiucie Colossus nie jest jeszcze tak genialny jak na EPce, ale i tak każdy fan klasycznego grania będzie miał wiele radości z obcowania z tym krążkiem. Bezimedżowi heavymetalowcy zainspirowali się Angel Witch i Manilla Road, co wystarczyło. Zdecydowanie wystarczyło, zwłaszcza że wokalista Sean Buchanan brzmi niczym nowe wcielenie Kevina Heybourne’a, a potrafi też wyciągnąć niczym Bruce D. Wyśmienity warsztat, świetne kompozycje, wysoka słuchalność, nadzieja na przyszłość. Kto nie wie, o czym mowa, patrz: czwarty post na blogu. Więcej na www.colossusband.bigcartel.com
Vlad Nowajczyk [7.5]

VIVID REMORSE „The Seed Of Malaise”

Brzmi jak: dwudziestoparoletni kogel-mogel
Dziwny i ciekawy pomysł na siebie miał ten barceloński kwartet. Zmieszali w jednym, wielkim tyglu metal z początku lat 90-tych, zatem mamy tu wpływy Judas Priest, Megadeth, Slayera, ten z połowy 90s: Pantera i Machine Head oraz nową falę thrashu. Doprawili odrobiną death metalu i, niestety, sporą ilością przypraw wywołujących bóle brzucha: nu i metalcore. Efekt końcowy okazuje się zaskakująco słuchalny i trudny do sklasyfikowania. Pomimo niedoróbek wokalnych (kilka brzydkich fałszy) „The Seed Of Malaise” jest albumem naprawdę niezłym! Lepszym niż jakiekolwiek dokonania Trivium. Więcej na www.vividremorse.com
Vlad Nowajczyk [6]

SHRAPNEL „Hellbound”

Brzmi jak: jeden i ten sam kawałek przez ponad pół godziny
Australijski duet zaprosił na swą debiutancką płytę tabun gościnnych solówkarzy. I dobrze, skoro bowiem skomponowanie ośmiu identycznych kawałków zajęło dekadę, sola tworzyliby co najmniej kolejną. A może i źle, bo brak „Hellbound” nie uczyniłby sceny thrashowej mniej fajną. Black/thrash  czyli ciągle stary Sodom i do przodu, chyba że jesteś Aura Noir. Shrapnel nie jest. Fajnie się tego słucha raz. Za drugim wszystkie numery zlewają się w jeden, za trzecim chce się wyłączyć. Poza naprawdę fajnymi solówkami, muza dla nekro-onanistów. Więcej na www.myspace.com/shrapnelaustralia
Vlad Nowajczyk [4.5]